W tym roku mija 70 lat od utworzenia stoczni produkcyjnej w polskim Szczecinie. Łatwo nie było. Tuż po II wojnie światowej instalacje przemysłowe nad Odrą przypominały kupę złomu. Przyszli jednak ludzie i uporządkowali to, co pozostało. Na terenach po przedwojennych zakładach Vulcan i Oderwerke odbudowano to, czego do końca nie zniszczyły naloty aliantów, nie wysadzili wycofujący się Niemcy lub nie wywieźli Rosjanie.
Okres socjalizmu w Polsce był dominacją państwa w każdej niemal sferze gospodarki. Z jego pomocą trzeba było zaczynać od podstaw. Do 1955 roku odbudowano cztery pochylnie w ośrodku „Odra” i wyposażono je w dźwigi. Wcześniej (w 1948 r.) wskrzeszono również stare obiekty obróbki blach i prefabrykacji kadłubów. Odbudowano też obiekty wyposażenia oraz magazyny, uruchomiono stare zaplecze energetyczne. Wybudowano nowe hale obróbki i prefabrykacji kadłubów.
W maju 1958 r. położono stępkę pod pierwszy statek motorowy (spalinowy). Łącznie wybudowano 15 takich jednostek, każda o nośności 6 tys. ton. Wkrótce przyszła pora na 10-tysięczniki. Ale nowocześniejsze i większe – a do tego prototypowe – frachtowce oznaczały wyższe wymagania technologiczne. Żeby im sprostać, w latach 1961-65 konieczne były kolejne inwestycje w stocznię. Z ważniejszych trzeba wymienić halę prefabrykacji kadłuba, dwie pochylnie na „Wulkanie” wraz z dźwigami i dwiema bramownicami o udźwigu 100 ton każda. Powstała też tlenownia (tlen konieczny jest m.in. do wytwarzania wysokiej temperatury w palniku acetylenowo-tlenowym), nabrzeża wyposażeniowe Arsenał i Odra-Nowe, trasernia optyczna. W traserni przenosi się linie teoretyczne z projektu na arkusze blachy, które wędrują następnie do prefabrykacji.
Stocznia nie dla olbrzymów
– Lata siedemdziesiąte były dla stoczni okresem największych inwestycji – czytamy w książce „Stocznia Szczecińska im. Adolfa Warskiego w latach 1948-1988. Ludzie, wydarzenia, liczby”. Obok tego, co konieczne do budowy statków, firma przeznaczyła duże środki także na budownictwo mieszkaniowe dla stoczniowych rodzin.
Jednak lokalizacja przedsiębiorstwa powodowała, że nie można było w nim budować wielkich statków. Tymczasem taki trend panował na świecie. Gigantyczne jednostki miały nawet po pół miliona ton nośności, a w Szczecinie można wtedy było wodować frachtowce do 35 tys. DWT.
– Przyjęto więc inny wariant rozwoju: budować statki stosunkowo małe, lecz o wysokim standardzie rozwiązań konstrukcyjnych i technologicznych – czytamy w książce o stoczni.
W efekcie opracowano plan, który przewidywał budowę jednostek towarowych, chemikaliowców, gazowców LPG i LNG, statków badawczych, pasażerskich. Przewidziano też jednostki floty technicznej oraz „jako uzupełnienie – budowę masowców i drobnicowców stosunkowo prostych konstrukcyjnie”.
Takie ambitne zamierzenia trzeba było wesprzeć kolejnymi inwestycjami. Powstał więc kompleks „gospodarki magazynowej” przy ul. Stalmacha. Uruchomiono kolejne nabrzeża wyposażeniowe: Drzetowskie-Północ, Wulkan-Południe. W tamtej dekadzie powstały też obiekty, w których przygotowywano elementy do montażu na pochylniach: kompleks obróbki i prefabrykacji kadłubów na ul. Stalmacha. Był tam magazyn blach o powierzchni 10 tys. m kw. wraz z suwnicą, która unosiła i przytrzymywała blachy elektromagnetycznie. Ponadto uruchomiono ciąg obróbki wstępnej blach, a także halę obróbki kadłubów o powierzchni 15 tys. m kw. Powstał również ciąg prefabrykacji sekcji płatowych. Zmodernizowano ponadto sekcję sprężarek powietrza. Wyjaśnijmy, iż sprężone powietrze jest ważnym elementem podczas czyszczenia blach czy konstrukcji stalowych (piaskowanie), gdyż nadaje energię materiałowi ściernemu. Podobnie jest z malowaniem natryskowym kadłuba. Sprężone powietrze stosuje się również przy usuwaniu wad spawania. Elektroda spawalnicza nagrzewa wówczas połączenie, a gaz wydmuchuje roztopiony metal.
W latach 70. ubiegłego wieku zbudowano też dwa czerwone budynki, zwane lipskimi. Siedzibę znalazły w nich Biuro Projektowo-Konstrukcyjne oraz Szefostwo Techniczne stoczni.
Szerzej na pochylniach
Po upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej przedsiębiorstwo zmagało się z trudnościami. Przejście z gospodarki nakazowo-rozdzielczej na wolnorynkową pchnęło jednak Stocznię Szczecińską na nowe tory. Firma została sprywatyzowana.
I znów konieczność modernizacji lub budowy nowych obiektów produkcyjnych wymusiły realia, czyli charakterystyka jednostek projektowanych w Szczecinie dla armatorów zagranicznych i krajowych.
– W tym czasie dla zarządu stało się jasne, że stocznia stanęła przed barierą technologiczną co do szerokości budowanych statków – czytamy w książce „Stocznia Szczecińska”, wydanej na 50-lecie firmy.
Okazało się bowiem, iż pochylnie na Wulkanie pozwalały na budowę kadłubów o szerokości do 25,3 m. Ponieważ projektowane frachtowce były szersze, zdecydowano, iż zostanie przebudowany ośrodek Odra – w miejsce czterech małych pochylni powstała jedna duża o szerokości 40 m. Modernizację zakończono w 1994 roku.
– Wcześniej podjęto decyzję o wymianie suwnic bramowych w ośrodku Wulkan, zmianie technologii spawania i komputeryzacji procesów projektowania oraz zarządzania. To wszystko pozwoliło na zasadniczą zmianę jakościową procesów produkcyjnych – podaje jubileuszowa publikacja.
Udało się także rozpocząć budowę nowoczesnego i ekologicznego ośrodka malarskiego. To była ważna inwestycja, gdyż za parę lat Polska miała wstąpić do Unii Europejskiej, która na ochronę środowiska naturalnego zwraca szczególną uwagę.
W wyniku zmiany struktury organizacyjnej w 1999 roku Stocznia Szczecińska SA stała się jedną z ponad 30 spółek grupy pod nazwą Stocznia Szczecińska Porta Holding SA. Podmioty te były często przyłączane na zasadzie wejścia kapitałowego szczecinian, którzy postanowili kontrolować zarówno firmy produkujące komponenty statku, jak i wejść w zupełnie nowe sfery gospodarki. W pierwszym przypadku były to spółki produkujące meble czy armaturę okrętową i inne elementy wyposażenia statku. Dużym wysiłkiem zbudowano od podstaw ocynkownię Porta-Eko-Cynk czy przebudowano bazę paliw Porta Petrol.
Gdy w 2002 roku nastąpił upadek SSPH, Stocznia Szczecińska odrodziła się na kilka lat – z przymiotnikiem Nowa – na bazie jednej ze spółek holdingu: Allround Ship Service. Ta upaństwowiona spółka musiała dzierżawić majątek do budowy statków. SSN podzieliła jednak los poprzedniczki.
Od ponad dwóch lat trwa mozolna odbudowa zakładu. Prawie rok temu przywrócono mu pełną zdolność technologiczną. Na majątku do produkcji statków pracuje dziś wiele firm – partnerów Stoczni Szczecińskiej. Wkrótce też ma ruszyć realizacja pierwszych kontraktów podpisanych samodzielnie przez tę spółkę, mającą 70-letnią tradycję w polskim Szczecinie. ©℗
Tekst i fot. Marek KLASA
Na zdjęciu: Wodowania przyciągały do stoczni tłumy.
Partnerzy dodatku: