Sobota, 23 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Z szansą na przełom

Data publikacji: 29 grudnia 2015 r. 12:29
Ostatnia aktualizacja: 29 grudnia 2015 r. 12:29
Z szansą na przełom
 

Jak postrzegają nas inni? Jak postrzegamy sami siebie? W mijającym roku doszło do kilku mniej lub bardziej wyrazistych wydarzeń w sferze kultury, które mogą wprowadzić nowe wątki w to, co mówią o nas inni, i w to, co my o sobie mówimy.

2015 rok kończy się mocnym akcentem. 17 grudnia – w 45 rocznicę dramatycznej konfrontacji szczecińskich robotników z komunistyczną władzą, która stała się mitem założycielskim lokalnej wspólnoty – po raz pierwszy pokazano Centrum Dialogu „Przełomy”, nowy oddział Muzeum Narodowego pod placem Solidarności. Centrum, wymyślone przez Agnieszkę Kuchcińską-Kurcz, miało w nowoczesny sposób opowiadać o polskim Szczecinie, o wydarzeniach przełomowych, ale także o codzienności PRL-u. W procesie tworzenia „Przełomów” nie brakowało opóźnień, konfliktów między podmiotami zaangażowanymi w inwestycję, kontrowersyjnych opinii… A efekt finalny?
Pierwsze, co zobaczą goście, to starannie zaaranżowana panorama przedstawiająca w syntetycznym skrócie sytuację naszego miasta pod koniec drugiej wojny światowej. Powstała dzięki szczecińskim rekonstruktorom historycznym. Co ciekawe, wśród osób wcielających się w postaci przed lat rozpoznamy rapera Adama „Łonę” Zielińskiego oraz Igóra Górewicza, popularnego szczecińskiego „wikinga”.

Pierwsze przestrzenie, które odwiedzamy – jedna z nich wystylizowana jest na wagon – pozwalają zrozumieć lepiej, kim byli ludzie, którzy przyjechali tworzyć polski Szczecina, jak bardzo zróżnicowaną grupę tworzyli. Nie jest też tak, że wszystko zaczyna się od 1945. Autorzy ekspozycji sięgnęli głębiej, zaakcentowali kilka najciekawszych wątków z historii niemieckiego Stettina.

Są tu miejsca bardzo ponure, można rzec: dotkliwe, takie jak karcer, a także takie przypominające o blaskach przeszłości, choćby o Festiwalu Młodych Talentów i o irytacji, jaki budził wśród komunistycznych decydentów. Znajdziemy tu także transporter opancerzony czy też salę, w której peerelowskie blokowiska dosłownie zaatakują nasze zmysły. Dowiemy się, jak ważna dla lokalnej tożsamości była stocznia. Obejrzymy relacje świadków historii, ale także wystąpienia tych, którzy historię reżyserowali. Wszystko to jest osadzone w kontekście międzynarodowym. „Przełomy” są interaktywne a także ascetyczne, nie przeciążają uwagi odbiorców.
W połowie grudnia jeszcze nie wszystko było dopięte na ostatni guzik, wiele też zależy od codziennej pracy edukacyjnej wokół pawilonu, sama ekspozycja nie wystarczy (dodajmy, że Agnieszka Kuchcińska-Kurcz na długo przed dokończeniem inwestycji prowadziła zajęcia o historii dla dzieci i młodzieży), ale pierwsza myśl, która towarzyszy zwiedzaniu, to: jak bardzo takie miejsce było potrzebne! I jeszcze: dlaczego powstało dopiero teraz?!

Dla gości z zewnątrz dzięki „Przełomom” Szczecin może przestać być miejscem zagadką, może odzyskać należne mu godne miejsce w ich postrzeganiu historii Polski. A nam – mieszkańcom – Centrum w przejrzysty sposób unaocznia, że opowieści o tym, iż możemy być dumni z naszego wkładu w drogę Polski do wolności, nie są frazesem. Czy więc rok 2015 będzie przełomowy dla wizerunku Szczecina? To się okaże. Na pewno pojawiła się na to szansa.

*

Także w grudniu ukazała się książka Michała Rembasa i Grzegorza Ciechanowskiego "Bitwa o Szczecin. Dzień po dniu”. Pozycja, licząca 112 stron, opowiada o walkach o Szczecin w 1945 roku. Znajdziemy w nim szczegółowy opis wydarzeń, dziesiątki relacji świadków walk, dziesiątki planów i zdjęć a także opis pomników, cmentarzy. Bitwa o Szczecin oględnie mówiąc nie stanowi jakiegoś częstego obiektu refleksji polskich historyków, dlatego warto odnotować, że pojawia się taka publikacja. Jeśli nasi autorzy nie zajmą się pewnymi sprawami, nikt za nich tego nie zrobi. Zwłaszcza że jeśli chodzi o ten temat, to jest parę mitów do obalenia – na przykład mitu totalnej niekompetencji rosyjskiej armii.

*

Zmieńmy rejestry.
W roku 2015 duże ogólnopolskie wydawnictwo Muza wydało nawiązującą do poetyki Dana Browna, autora „Kodu da Vinci”, sensacyjną debiutancką powieść Leszka Hermana, szczecińskiego architekta, o mówiącym wszystko tytule – „Sedinum”. Intryga zaczyna się tak: w spokojny, piątkowy wieczór, w samym centrum naszego miasta zapada się parking podziemny niedawno wzniesionego biurowca. Katastrofa budowlana odsłania nieznane podziemia, w których od końca wojny stoi wrak niemieckiej, wojskowej ciężarówki. Za podziurawioną kulami szybą szoferki tkwi trup kierowcy, a na pace znajduje się tajemniczy ładunek… Dalej jest jeszcze lepiej, a wszystko kręci się wokół zagadek związanych z fascynującą historią naszego miasta.

Szczecin było już bohaterem książek ciepło komentowanych w Polsce – przykładem jest powieść „Eine Kleine” naszego redakcyjnego kolegi, Artura Daniela Liskowackiego.

Teraz jednak okazuje się, że szczecińskość to nie tylko dobry temat uczonych debat o stosunkach polsko-niemieckich, o pograniczu, o mieście-palimpseście, ale że to także smaczny kąsek dla fanów popkultury, spektakularna atrakcja, coś, co warto byłoby sfilmować – gdyby dysponowało się budżetem odpowiednim dla superprodukcji. Jest to jednak pewna nowość – do tej pory książki testujące na Szczecinie strategie kultury popularnej ukazywały się w mniejszych oficynach (patrz: propozycje Wojciecha Burgera czy Bartosza Ulki).

Pozostaje nam życzyć sukcesu komercyjnego tekstowi Hermana. Niech szczecińskość zaraża wyobraźnię pożeraczy fabuł – jak Wrocław Marka Krajewskiego czy Sandomierz z „Ziarna prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego.

*

W Polsce nagrodą literacką, której zwycięzca otrzymuje najwięcej pieniędzy (200 tysięcy złotych), jest Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. W tym roku oprócz starych wyjadaczy publikujących w dobrze znanych wydawnictwach, nominowano do niej, po raz pierwszy w historii tego lauru, debiutanta, Mirosława Mrozka, autora poetyckiego tomu „Horyzont zdarzeń”. Mrozek wygrał konkurs dla debiutantów „Czytane w Maszynopisie” szczecińskiej Fundacji Literatury im. Henryka Berezy. Fundacji ostentacyjnie odwróconej plecami od dominujących trendów w kulturze, offowej, stojącej z boku, co jakoś rymuje się z osobnością naszego miasta. Jak widać, taka postawa może być też źródłem sukcesu, nie tylko udręki. Ostatecznie nagroda powędrowała do Romana Honeta i Jacka Podsiadły, ale typowo mainstreamowa gala w statecznym Krakowie, transmitowana przez TVN 24, z obowiązkowym prowadzeniem Grażyny Torbickiej, na której komplementowano nikomu nieznanego wcześniej poetę debiutującego w Szczecinie– cóż, był to obrazek, na który trudno było patrzeć bez pogodnego uśmiechu. Osobność, jeśli towarzyszy jej jakość, ma sens.

©℗

(as)

Fot. R.PAKIESER

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA