Jak wiadomo z opracowania płk. dypl. Henryka Piątkowskiego, szefa sztabu 3. Dywizji Strzelców Karpackich, w walkach o Monte Cassino, gen. Władysław Anders po podjęciu decyzji użycia 2. Korpusu w planowanej akcji ofensywnej (24 marca 1944 r.), polecił sztabowi Korpusu rozpoczęcie prac wstępnych.
[Generał] Osobiście – pisze H. Piątkowski – dokonał lotów rozpoznawczych nad terenem przyszłej akcji i od pierwszego momentu zaczął żyć zadaniem, które czekało 2. Korpus Polski.
Sztab rozpoczął systematyczną pracę nad zbieraniem elementów do decyzji. Gromadził i zestawiał potrzebne dane kalkulacyjne, mapy, zdjęcia lotnicze, odtwarzające teren, jak również dające dane o nieprzyjacielu. Studiował posiadane o nim wiadomości (…). Jednocześnie Kwatermistrz ze Sztabem Kwatermistrzowskim i Szefami Służb rozpracowywał zagadnienia, związane z przygotowaniem materiałowym bitwy. Dowódca 2. Polskiego Korpusu był w stałym kontakcie z dowódcą 8. Armii Brytyjskiej (…).
Około 20 kwietnia ukończone zostały zasadnicze odprawy na szczeblu Wielkich Jednostek Korpusu. Odtąd zasadnicze prace przeszły na szczebel Brygad (…). Po ukończeniu odpraw brygadowych, bataliony zaczęły ćwiczenia pod kątem potrzeb przyszłej bitwy. Jednak warunki byty nierówne, gdyż jednostki, które znalazły się wcześniej na odcinku obronnym (po jednej brygadzie na dywizję) nie mogły być już zluzowane i nie przeprowadzały ćwiczeń praktycznych. Udział jednostek na poszczególnych kierunkach działania został rozstrzygnięty drogą losowania (…).
Prace teoretyczne byty przeplatane wyjazdami na rozpoznanie w teren. Na jednym z pierwszych rozpoznań zginął zastępca dowódcy 3. Dywizji Strzelców Karpackich płk dypl. Jerzy Jastrzębski (…).
Sprawą, która nurtowała wszystkich dowódców, była sprawa wypadów z wyższych względów zabronił dowódca 8. Armii ich wykonania. Sprowadzenie 2. Polskiego Korpusu na odcinek Monte Cassino – Castellone udało się ukryć przed Niemcami. Wypady mogły zdekonspirować naszą obecność i nasunąć przypuszczenie o ofensywie, zdradzając zamiary operacyjne. Względy taktyczne musiały więc ustąpić przed operacyjnymi. Stąd miał miejsce fakt nie rozpoznania stanowisk niemieckich (bunkrów i schronów), co było powodem wielu trudności taktycznych w natarciu.
Angażując w walkę o Monte Cassino 2. Korpus Polski, dowództwo 8. Armii nie wzięło pod uwagę, że korpus nie dysponuje ani siłami, ani środkami niezbędnymi do wykonania postawionego mu zadania. Generał Franciszek Skibiński (Warszawa 1973) wręcz stwierdza, że: Rzeczywistość ta była znana wszystkim dowódcom odpowiedzialnym za użycie Korpusu w czwartym natarciu. Na długo przed dniem „D” przeprowadzono bowiem odpowiednie kalkulacje sztabowe, na podstawie których stwierdzono bez żadnych wątpliwości, że siły i środki Korpusu nie odpowiadają ustalonym i sprawdzonym normatywom taktycznym. Fakt ten nie podważył jednak koncepcji dowódcy 8. Armii, nie spowodował żadnych decyzji zmierzających do istotnego wzmocnienia Korpusu i do ułatwienia mu zadania, np. przez natarcie na Atinę. A jednak mimo beznadziejnych na pozór perspektyw 2. Korpus zajął podstawy wyjściowe, poszedł do ataku i postawione mu zadanie wykonał, okrywając przy tym imię żołnierza polskiego nieśmiertelną chwałą.
W omawianym przypadku – stwierdza dalej F. Skibiński – dyrektywa dowódcy armii powinna była chyba wyraźnie sprecyzować, że zadaniem Korpusu jest umożliwienie natarcia głównych sil 8. Armii w dolinie rzeki Liri w ten sposób, że odbierze on Niemcom możliwość flankowania doliny z krawędzi górskich, ciągnących się na północ od niej. I dalej: „(…) że nawet jeszcze wyższy poziom bohaterstwa żołnierza polskiego połączony z wyeliminowaniem wszystkich błędów w dziedzinie dowodzenia, popełnianych zarówno w skali operacyjnej, jak i taktycznej nie mogły w żadnym przypadku doprowadzić do opanowania krawędzi górskiej Monte Cassino, gdyby na południe od tej krawędzi, w dolinie Liri, nie nacierały jednocześnie korpusy brytyjskie. Tak samo Marokańczycy i Algierczycy ze składu FKE (Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, B.P.) w żadnym przypadku nie mogliby pokonać bariery gór Aurunci, gdyby na lewo od nich nie nacierali Amerykanie, a na prawo – 8. Armia brytyjska, czyli gdyby cały operacyjny wycinek ofensywy nie był objęty ogniem i atakiem dwudziestu dwóch dywizji 15. Grupy Armii.
(…) 19 maja 2. Korpus rozpoczął więc realizację drugiej części swego zadania, włączając się do natarcia 8. Armii zmierzającego do przełamania „Linii Hitlera” w jej północno- wschodniej części, to jest ogólnie między Pontecorvo a Monte Caira. Tak więc, mimo przygotowań do bitwy trwających od końca marca 1944 r. także w dowództwie 2. Korpusu nie uniknięto błędów.
Oddział wywiadowczy zebrał niedostateczne informacje dotyczące identyfikacji oddziałów niemieckich. Przeciwnik nie został dostatecznie rozpoznany. Bunkry i schrony były całkowicie zamaskowane, „zlane” z terenem były nie do odkrycia. Przesunięcie ich części na przeciwstoki spowodowało, że nie mogły być w ogóle odkryte. Miny i pułapki przeciwpiechotne były pozakładane bardzo fachowo. Zarówno dowódca Korpusu, szef sztabu i szef oddziału operacyjnego, oceniając poszczególne odcinki obrony nie widzieli najważniejszego punktu: wzgórza San Angelo i 575, koncentrując swoją uwagę na wzgórzu klasztornym, którego zdobycie dawało niewiele w dalszych działaniach.
Zdobycie wzgórz San Angelo i 575 w świetle ustaleń W. Biegańskiego, T. Rawskiego i M. Tarczyńskiego (…) rozcinało obronę niemiecką na dwie części, wprowadzało natarcie na stanowiska ogniowe artylerii i moździerzy, izolowało od reszty obrony wzgórza Monte Cassino z klasztorem, które w końcu musiałoby upaść samo, a więc główne uderzenie należało wykonać na wzgórza San Angelo i 575, na całej reszcie odcinka frontu – prowadzić działania wiążące po to, by rozproszyć ogień obrony niemieckiej. Tymczasem nacierano równomiernie w całym pasie obejmującym masyw Monte Cassino omotany pajęczyną pojedynczych batalionów, które po zajęciu pierwszych przedmiotów natarcia rozpłynęły się w niezwykle trudnym terenie, nie mogąc go nawet dobrze oczyścić z niemieckich niedobitków. W ten sposób pierwsze natarcie po prostu zanikło, skończyło się z powodu braku siły, z powodu płytkiego ugrupowania i braku odwodów (…).
Pierwsze natarcie było dla nieprzyjaciela zaskoczeniem. Należało nacierać dalej, by nie pozwolić mu na ochłonięcie i uporządkowanie obrony. W natarciu polskim o masyw Cassino – wszystko było jednakowo ważne. Ów punkt widzenia – jak należy sądzić – zaciążył na wynikach pierwszego natarcia. Dopiero po bitwie – według relacji płk. Domonia – dowódca Korpusu miał oświadczyć, że najważniejszym punktem dla 2. Korpusu w pozycji Gustawa był rejon wzgórz San Angelo i 575. Gen. Andersa można też obciążyć zarzutem, że: (…) nie zapewnił właściwej organizacji dowodzenia w specyficznych warunkach oczekiwanej walki, nie uwzględnił trudności obiektywnych w prowadzeniu dokładnego ognia przez własną artylerię. Nie uzyskał od dowództwa 8. Armii wsparcia przynajmniej jedną brygadą piechoty.
Ze względu na fakt, że stanowiska ogniowe artylerii znajdowały się w zbyt wielkiej odległości od pozycji niemieckich, po wschodniej stronie rzeki Rapido a góry utrudniały prowadzenie ognia, skuteczność zwalczania stanowisk nieprzyjacielskiej artylerii i moździerzy pozostawiała wiele do życzenia.
Mimo trudności, 2. Korpus Polski w pierwszym dniu natarcia związał około 9 batalionów niemieckich, dzięki czemu wojska 13. Korpusu Brytyjskiego mogły włamać się w obronę niemiecką, a Francuski Korpus Ekspedycyjny (110 tys. ludzi), z czterokrotną przewagą piechoty, mógł złamać opór niemieckiej 71. DP, a cały 13. Korpus Brytyjski zepchnąć łącznie 5 niemieckich baonów i sforsować rzeki Rapido i Gari.
Analizując doświadczenia walk z 11 i 12 maja, m.in. niedobór piechoty na korzyść artylerii (około 30 proc. i 28 proc.), w drugim natarciu jako piechoty użyto saperów dywizyjnych, kierowców, szeregowych z eszelonów tyłowych, kompanie ochrony sztabów, obsługi dział przeciwlotniczych i przeciwpancernych. W 5. KDP z żołnierzy tych sformowano dwa półbataliony piechoty i półbatalion artylerii. W wyniku tego natarcia, nocą 18 maja dowództwo 1. Dywizji Spadochronowej zaczęło wycofywać swe najbardziej wysunięte do przodu oddziały, m.in. ze skraju m. Cassino i z klasztoru. Rankiem wzgórze 593 wzięte zostało przez 3. DSK. Niebawem (19 maja) zdobyte zostało San Angelo, a grupy pościgowe posunęły się ku Villa S. Lucia i Piedimonte. Ostatecznie efektem tych działań było przełamanie niemieckiej linii obrony i otwarcie drogi na Rzym, do którego 6 czerwca 1944 r. wkroczyły pierwsze oddziały aliantów. W tej wielkiej bitwie właśnie Polacy złamali opór nieprzyjaciela na masywie wzgórz Monte Cassino i zajęli go.
Opinie sprzymierzonych o 2. Korpusie i jego dowódcy
Spostrzeżenia historyków zachodnich warto rozpocząć od ogólnej opinii na temat kolejnych bitew o Monte Cassino.
Franciszek Skibiński za L. Linklaterem (The Compaign in Italy, Londyn 1956, s. 224) przytacza wypowiedzi jednego z brygadierów brytyjskich, który po trzech nieudanych natarciach na masyw Monte Cassino, zapytany jaki jest najlepszy plan opanowania Monte Cassino, odpowiedział bez wahania: Najlepszym planem jest powierzyć komuś innemu.
Historycy brytyjscy wielokrotnie podejmowali problematykę kampanii włoskiej i walk o Monte Cassino. Brygadier W.G.F. Jackson w pracy The Battle for Italy (London 1967) stwierdza, że Polacy wiążąc 1. Dywizję Strzelców Spadochronowych ułatwili zadanie 4. dywizji brytyjskiej, mocno też podkreśla związek działań 2. Korpusu z dążeniem do przełamania pozycji niemieckich na południe od Monte Cassino. Także Fred Majdalany (Cassino portrait of the battle, London New York Toronto 1957) podkreśla, że swym poświęceniem na szczytach gór Polacy ułatwili zadanie dywizji brytyjskich operujących w dolinie rzeki Liri. Pisząc o stratach Korpusu F. Majdalany stwierdza, że liczby mówią same za siebie. Działalność Polaków była ponad wszelką pochwałę.
W amerykańskiej monografii Roberta Wallace: The Italian Compaign (Alexandria 1978), autor przywołuje opinie przełożonych gen W. Andersa: gen. H. Alexandra i gen. M. Clarka. Gen. Alexander po bitwie stwierdził, że: gen. Anders miał pod swymi rozkazami wielki, bitny korpus walecznych żołnierzy polskich, których osiągnięć nie przewyższył żaden inny z dowodzonych przeze mnie korpusów. Dowodził w sposób wyróżniający się. Dowódca 5. Armii amerykańskiej M. Clark oświadczył, że: Korpus polski walczył ze skrajną brawurą bez wzglądu na straty. W podobnym duchu formułuje opinie Harold L. Bond (Return to Cassino a memorial of the fight for Rome, London 1964), pisząc o cmentarzu żołnierzy polskich, którzy ostatecznie zdobyli wzgórza za opactwem i złamali obronę Niemców, trzymających się tam od trzech miesięcy.
Równie rzetelnie Korpus Polski i jego dowódcę ocenił dr Katriel Ben Arie (Die Schlacht bei Monte Cassino 1944, Tel Aviv 1986), oficer i historyk izraelski urodzony w Polsce. Inny uczestnik zmagań, marszałek Alphone Juin we wspomnieniach La Compagne d’Italie (Paryż 1962) podkreślał, że korpus gen. Andersa, wcielony do armii brytyjskiej, złamał obronę Cassino.
Także historiografia włoska, zwłaszcza gen. Antonio Ricchezza w albumie La vevita sulla battaglia di Cassino e l’apparto del Corpo Italiano di liberazione (Torino 1958) bardzo przychylnie ocenia 2. Korpus.
Opinie niemieckie
Dla Niemców bitwy o Monte Cassino miały także ogromne znaczenie propagandowe. „Zielone diabły" z 1. Dywizji Spadochronowej niemiecka propaganda przedstawiała jako obrońców Europy, antycznych bohaterów krwawiących w nowych Termopilach.
Uraz wyniesiony z Monte Cassino ujawnił się po zakończeniu wojny, m.in. w publikacjach uczestników walk w obronie masywu Monte Cassino. Rudolf Böhmler, który w pracy Monte Cassino wręcz obsesyjnie akcentuje bezskuteczność działań 2. Korpusu, zapominając o fakcie, iż angażując od czoła 1. Dywizję, jej sąsiadów i artylerię, Korpus Polski ułatwił czy wręcz umożliwił wykonanie zadania sąsiednim korpusom sojuszniczym, całej 8. Armii.
Od propagandowego kultu tężyzny bojowej elity niemieckich sił zbrojnych wiodła prosta droga do oskarżenia żołnierzy 2. Korpusu o zamordowanie niemieckich rannych po zajęciu ruin klasztoru Monte Cassino 18 maja 1944 r. W niemieckim programie ARD z 18 marca 1983 r. nadana została audycja pod tytułem: Zbrodnie wojenne na podstawie akt Komisji Wehrmachtu do Badań Zbrodni Wojennych – front zachodni 1939–1945 z wypowiedzią Austriaka, feldfebla Manfreda Franza Hoflehnera. Dopiero po kilku latach, dzięki uporowi życzliwego Polakom Alexandra Tiplta, 2 listopada 1986 r. w programie telewizji kolońskiej odczytany został oficjalny komunikat Westdeutscher Rundfunk odwołujący oszczerstwa wobec polskich żołnierzy.
Oceniając oddziały polskie i francuskie oficerowie niemieccy piszą:
Wobec odwrotu niemieckiego, oddziały polskie parły w ogóle bardzo twardo naprzód, podczas gdy artyleria trzymała drogę odwrotu pod ogniem – znowu wynik dobrej obserwacji. Współpraca z artylerią i czołgami była także b. dobra; reakcja artylerii na niemieckie przedsięwzięcia szybka i dokładna, a ogień artylerii leżał nie tylko na przednich stanowiskach, lecz sięgał daleko na połączenia tyłowe. Plan ogni nękających był oparty na dobrym przemyśleniu prawdopodobnych zamiarów i przedsięwzięć niemieckich. Wykorzystanie terenu przez żołnierzy polskich było dobre; natarcie jednostek polskich jednak czasem zbyt zmasowane (skupione). Według poglądów niemieckich, można było osiągnąć ten sam wynik z mniejszymi stratami, gdyby zastosowano raz większe ugrupowanie w głąb i większy podział na grupy szturmowe. Jako wojownik żołnierz polski był bezwzględnym, nie zważającym na nic przebojowym żołnierzem, idącym naprzód bez podpierania przez czołgi; twardy w obronie; potrafił on znosić straty bez okazywania szoku, co stwierdzono tylko w wyborowych (elitarnych) oddziałach rosyjskich.
* * *
Trwająca przez pierwszych pięć miesięcy 1944 r. bitwa o Monte Cassino zaangażowała po obu stronach ogromne siły i środki, do tego stopnia, iż mówi się o niej jako o wielkiej bitwie materiałowej, która kosztowała dziesiątki tysięcy zabitych i rannych i pochłonęła w jednym miejscu tyle środków walki by bitwę porównać do walk o Verdum w latach I wojny światowej. Siły alianckie 15. Grupy Armii liczyły około 900 tys. ludzi, a łącznie na tym teatrze wojny alianci dysponowali 1,6 mln ludzi. Natomiast niemiecka Grupa Armii „C” liczyła ponad 400 tys. ludzi.
6 czerwca 1944 r. w Normandii rozpoczęła się główna operacja desantowa. W efekcie strategicznym lądowanie aliantów we Francji zadecydowało o losach kampanii wojennej na zachodzie.
Bitwa o Monte Cassino z perspektywy lat
Dystans od rozgrywających się wydarzeń, większy dostęp do archiwów, spadek emocji i nowa rzeczywistość polityczna w Polsce po 1989 r. naznaczyły bitwie o Monte Cassino realne, rzeczywiste miejsce w historii, choć legenda jej żyje w kolejnych, młodych pokoleniach Polaków. Rzetelne opracowania, oparte na badaniach archiwalnych i wnikliwej analizie dorobku publikacyjnego, pojawiają się systematycznie od przełomu 1989 r.
Złożoność decyzji gen. W. Andersa, jego rola w przygotowaniach i przebiegu walk od 11 do 18 maja 1944 r. oceniana jest przez pryzmat skomplikowanych politycznych losów Polski i Polaków w pierwszej połowie 1944 r.
Dowódca 2. Korpusu z pełną świadomością wziął na siebie odpowiedzialność za decyzję z 24 III 1944 r. Znał mentalność bolszewików, walczył z nimi w latach 1918-1920, potem w 1939 r., poznał więzienia i bezwzględność oprawców z NKWD. Wyniszczonych sowieckimi więzieniami i głodem żołnierzy poprowadził do walki, która dała im zwycięstwo dzięki męstwu, uporowi i poświęceniu. Sprawdziły się jego słowa, że sprawa Cassino jest sprawą polską. Polscy turyści od Andersa – jak określała ich propaganda niemiecka i sowiecka – okazali się twardsi od elity armii niemieckiej. Mimo ciężkich strat w niespełna miesiąc po bitwie 2. Korpus ruszył do dalszej akcji.
W 2001 r. profesor Jan Winnogrodzki dał jednoznaczną ocenę bitwy:
(…) Bitwa 2. Korpusu Polskiego o Monte Cassino była nie tylko pięknym czynem zbrojnym o znaczeniu strategicznym, ale także wspaniałym dowodem wierności polskiego sojusznika, który poszedł w ogień za wspólną sprawę, bez wzglądu na ceną, jaką za ten sojusz trzeba było zapłacić. Z tym wiąże się ocena dowodzenia oraz ocena dowódcy 2. Korpusu Polskiego gen. dyw. Władysława Andersa. Czy mogli żołnierze wykonywać swoje tak skomplikowane zadania bez udziału dowódcy Korpusu? Czy może być wysoka ocena roli żołnierza polskiego w tej bitwie bez wysokiej roli dowódcy jako organizatora (…). Nie będzie przesadą, jeżeli stwierdzi się, że dowódca 2. Korpusu Polskiego przedstawia się na tle bitwy pod Monte Cassino jako rozumny dowódca i żołnierz, nieprzeciętny polityk, człowiek wierny swoim ideałom, jako prawdziwy patriota bez reszty oddany sprawie polskiej.
Gen. Władysław Anders nie pogodził się z miejscem Polski, które na powojennej mapie politycznej wpisali F.D. Roosevelt, W. Churchill i J. Stalin. Był jednym z niekwestionowanych przywódców polskiego uchodźstwa aż do śmierci w 1970 r. – w rocznicę bitwy o Monte Cassino.
Harvey Sarner, Amerykanin żydowskiego pochodzenia, dobrze znający dzieje Polski, w 1997 r. zwięźle ujął istotę legendy gen. Andersa wśród żołnierzy 2. Korpusu: istniał tylko jeden niewzruszony filar w ich systemie wierzeń i zaufania, który nie podlegał żadnej krytyce. Postacią tą był zawsze ich ukochany dowódca, generał Władysław Anders.
Bogusław Polak, autor jest profesorem historii i pracownikiem Wydziału Humanistycznego Politechniki Koszalińskiej.