Tematem artykułu jest przedstawienie obrazu przeciwnika żołnierzy 5. Kresowej Dywizji Piechoty 2. Korpusu gen. Władysława Andersa w toku bitwy o Monte Cassino, jaki wyłaniał się z pobitewnych sprawozdań i wspomnień. Analizie poddane zostały następujące kwestie: taktyka piechoty stosowana w trakcie odpierania natarć Polaków, użyte wobec żołnierzy 5. KDP podstępy wojenne, morale przeciwnika i przykłady indywidualnych interakcji między żołnierzami obu stron. Dzięki temu możliwe stało się pełniejsze nakreślenie warunków, w jakich toczyły się z walki, co kolei pozwoliło na ocenę skali polskiego wysiłku, poprzez wykazanie z jak dobrze przygotowanym i jak bardzo zdeterminowanym przeciwnikiem walczyli Polacy.
Taktyka
Celem Niemców było z jednej strony maksymalne ograniczenie ofiar po stronie własnej, z drugiej zaś optymalne wykorzystanie wszystkich posiadanych przez siebie środków prowadzenia walki w celu zadania jak największych strat przeciwnikowi i niedopuszczenia do uzyskania przez niego trwałych zysków terenowych, które mogłyby zagrozić stabilności systemu obrony. By chronić własnych żołnierzy przed ostrzałem w trakcie nieprzyjacielskiego artyleryjskiego przygotowania natarcia, schrony na linii obrony do momentu zauważenia atakującej piechoty były obsadzane przez nielicznych obserwatorów. Pozostali Niemcy przebywali w relatywnie bezpiecznych schronach na przeciwstokach, a punkty oporu na głównej pozycji obrony obsadzali dopiero na skutek alarmu wszczętego przez obserwatorów.
Oddziały polskie ponosiły bardzo duże straty od ognia dział i moździerzy już w trakcie wychodzenia na pozycje wyjściowe oraz na samej podstawie do natarcia. Niemcy prowadzili ogień „skokami” po podstawie wyjściowej, dzięki czemu co jakiś czas trafiali w ścieżki, które wykorzystywała piechota 5. KDP. Nacierający musieli następnie stawić czoło m.in. dobrze zorganizowanemu systemowi ogni karabinów maszynowych z poszczególnych stanowisk. Charakterystyczne było wzajemne wspieranie się punktów oporu nieprzyjaciela – daleki ogień broni maszynowej bronił podejść do wysuniętych schronów niemieckich. Podporucznik Mieczysław Mundziakiewicz, dowódca II plutonu 4. kompanii 13. Wileńskiego Batalionu Strzelców stwierdzał, że Niemcy nie marnowali amunicji na eliminację pojedynczych żołnierzy zbliżających się do ich schronów, lecz otwierali silny ogień dopiero wówczas, gdy mogli ostrzelać większą liczbę Polaków. Pozycje niemieckie były przy tym doskonale zamaskowane i niewidoczne nawet z odległości kilkunastu kroków. Dowódca 17. Lwowskiego Batalionu Strzelców pisał: „Niemcy trzymali się nad podziw bardzo dobrze; każdego, kto podczołgał się pod schron razili celnym strzałem strzelca wyborowego lub serią z pistoletu maszynowego; będących w załomach skał obrzucali granatami, wychodząc niejednokrotnie śmiało ze schronów, wśród rozmaitych nawoływań i gestów”.
Charakterystyczne dla obrazu walk o Monte Cassino było wykonywanie przez Niemców kontrataków niewielkimi „grupami szturmowymi” liczącymi od kilku do dziesięciu żołnierzy. Wyprowadzano je ze schronów na przeciwstoku zawsze wówczas, gdy Polacy wdzierali się między umocnienia głównej pozycji obrony i przystępowali do ich likwidacji. W jednym ze zdobytych rozkazów niemieckiego II batalionu 100. pułku strzelców górskich, który walczył pod Monte Cassino, zapisano:
„Przeciwuderzenia wzdłuż głównej linii oporu z obu stron przeprowadzać natychmiast, nawet wtedy, gdy części głównej linii oporu będą częściowo osłabione. Przeciwuderzenie ma tylko wtedy powodzenie, gdy zostanie natychmiast przeprowadzone. Po wtargnięciu do stanowisk nieprzyjaciel jest najbardziej miękki i najmniej zdecydowany. Rzucenie odwodów winno być w terenie mało ostrzelanym, jednak jak najbliżej punktu ciężkości”.
Zazwyczaj przebieg kontrnatarcia był następujący: Niemcy, poprzedzani przez ostrzał moździerzy i po wykonaniu rzutów granatami ręcznymi, uderzali na żołnierzy 5. KDP od tyłu lub ze skrzydeł. Działania te były wspierane ogniem z pojedynczych nieoczyszczonych przez Polaków punktów oporu; bardzo duże straty ponoszono również od ognia umocnień pozostawionych na skrzydłach. Obrońcy, osłaniani przez moździerze, dążyli do tego, by wyjść na skrzydła nacierających, otworzyć do nich niszczycielski ogień z broni maszynowej, po cym zepchnąć wzdłuż własnych pozycji. Niemcy stosowali również przenikanie między pododdziałami 5. KDP małych grupek żołnierzy z bronią maszynową i strzelców wyborowych, którzy strzelali głównie do polskich oficerów (rozpoznawano ich po mapnikach).
Podstępy
Walki o Monte Cassino charakteryzowały się dużą brutalności i bezwzględnością. Obrońcy stosowali wobec mniej doświadczonych polskich żołnierzy szereg podstępów. Jeden z nich został opisany przez dowódcę Oddziału Noszowych ppor. Jana Wybranowskiego: „[…] Niemcy dla stworzenia pozoru ostrzeliwania oddziałów [polskich] przez własną artylerię w perfidny sposób otwierali ogień po ogniu własnej artylerii. Żołnierze nie byli oporni na pojawiającą się w ten sposób psychozę powstawania strat z winy własnej [artylerii], co w ciężkich momentach walki wpłynęło ujemnie na morale”.
Osobną kwestią było perfidne zachowanie się Niemców symulujących chęć oddania się do niewoli polskim żołnierzom, by uśpić ich czujność, a następnie ostrzelać ogniem broni maszynowej lub obrzucić granatami. Zdarzały się również przypadki bezwzględnego ostrzału ogniem broni maszynowej i moździerzy pozycji opanowanych przez Polaków, który raził również przebywających na nich obrońców. Oficer z 18. Lwowskiego Batalionu Strzelców pisał na ten temat następująco:
„Wielka ilość Niemców poddawała się do niewoli od razu z chwilą, gdy nasza piechota wdzierała się na ich stanowiska, lecz bardzo dużo schronów poddawało się dopiero w ostatniej chwili […]. Najniebezpieczniejszy moment powstaje w chwili brania pierwszych jeńców, gdy żołnierz odwraca uwagę od pola walki i skupia się wokół jeńców. Wykorzystuje to nieprzyjaciel z niezdobytych stanowisk rażąc bardzo celnym ogniem z bliskiej odległości, jak również ogniem karabinów maszynowych, moździerzy i artylerii z dalekiej obserwacji zadając bardzo dotkliwe straty, bez zważania na to, że w takiej grupie znajduje się czasem znaczna ilość bezbronnych Niemców”.
Obrońcy wykorzystywali też w sposób cyniczny chorągiewki Czerwonego Krzyża: „Niemcy używali podstępu: wystawiali białą chorągiewkę ze schronu, a widząc, że nasza piechota śmiało podchodzi do schronu, by brać jeńca, natychmiast otwierali silny ogień”. Postępowanie takie wywoływało wśród żołnierzy 5. KDP działania odwetowe. Jeden z polskich uczestników bitwy i późniejszy autor monografii 5. KDP, Stefan Orzechowski, pisał: „W czasie ciężkich walk na »Widmie« stały ruiny rozbitego domku, w którym znalazło się trzech [niemieckich] spadochroniarzy. Jeden z nich wychodzi z białą chustą trzymaną do góry, aby się poddać. Kiedy jeden z naszych żołnierzy zaczął się zbliżać do niego, ten nagle otworzył ogień ze Schmeissera i rozpruł go na pół. Koledzy tego popołudnia nie brali jeńców”.
Morale i indywidualne interakcje między żołnierzami
Silny i skuteczny opór Niemców w toku walk o Monte Cassino nie byłby możliwy, gdyby duch bojowy obrońców nie utrzymywał się na odpowiednim poziomie, o co szczególnie troszczyli się oficerowie. Wśród żołnierzy starano się wpoić przekonanie, że zajmowane przez nich umocnienia są możliwe do utrzymania, a o wszystkim zadecyduje nie przewaga liczebna i materiałowa, którą zniweluje m.in. sprzyjające Niemcom ukształtowanie terenu, lecz to kto wykaże się większą wolą walki. Jak zapisano w jednym z cytowanych już wyżej zdobytych rozkazów dowódcy II/100 PSP: „Dobrze rozbudowane stanowisko jest nie do przełamania i będzie utrzymane zawsze, gdy załodze jego przyświecać będzie dobry przykład i duch bojowy wszystkich dowódców – do dowódcy drużyny włącznie”.
W opisach walk o Monte Cassino sporządzonych przez oficerów 5. KDP często pojawiały się uwagi na temat odwagi, inicjatywy, elastyczności i umiejętności prowadzenia przez żołnierzy niemieckich działań z wykorzystaniem różnych broni. Zastępca dowódcy 5. KDP stwierdzał: „Piechota nieprzyjaciela zachowywała się bardzo bezczelnie i odważnie, starając się uzyskać przewagę ogniową na przedpolu i nie kryjąc się zupełnie z ujawnieniem źródeł swojego ognia, wykorzystując bunkry zapasowe i często zmieniając stanowiska. Piechota nieprzyjaciela broniła się bardzo zacięcie i twardo”. Ciekawy przypadek nieugiętej postawy przeciwnika opisał dowódca 4. kompanii 16. LBS por. Adam Łempicki:
„Niemcy bronili się uporczywie i trzeba przyznać – dzielnie. Kiedy już nie mogli strzelać z karabinów maszynowych, rzucali granaty ręczne i bronili się ogniem pistoletów maszynowych. Zaszedł wypadek, gdzie Niemiec, który wystrzelił wszystkie naboje ze Schmeissera, wyskoczył zza bunkra i rzucił w naszych żołnierzy pistoletem maszynowym. Na miejscu został zabity. Żaden z broniących się nie oddał się do niewoli”.
W pobitewnych sprawozdaniach z walk, jakie napłynęły do sztabu 5. KDP, podkreślano wszakże charakteryzujący niemałą część żołnierzy niemieckich upadek morale w sytuacji, gdy nie mogli już oni dłużej utrzymywać swych pozycji. Dowódca 2. kompanii 18. LBS pisał na ten temat następująco: „Żołnierz [niemiecki] jest moralnie silny dokąd jest dowodzony i ma broń – w braku powyższego staje się »płaczącą babą«. […] Poddają się w ostateczności plotąc wtedy nieprawdziwe rzeczy o swej niechęci do walki”. Zastępca dowódcy 5. KDP dodawał: „Raz wywleczona piechota nieprzyjaciela z bunkra była zupełnie wstrząśnięta i załamana. W miarę naszych powodzeń przeciwuderzenia nieprzyjaciela były coraz mniej agresywne i znacznie miększe”.
W toku bitwy coraz częściej notowano przypadki poddawania się Niemców Polakom nie tylko indywidualnie, ale także w grupach. Wzięcie do niewoli znacznie większej liczby jeńców nad ranem 18 maja 1944 r., gdy bitwa o Monte Cassino została już rozstrzygnięta, opisał oficer 3. kompanii 17. LBS:
„Około godziny 09.00 18 maja przyszło do nas z doliny spod »Widma« dwóch Niemców z flagą Czerwonego Krzyża. Znając język niemiecki z rozkazu dowódcy baonu przetłumaczyłem cel ich przyjścia. Okazało się, że są w schronach, że mają rannych, że są bez wody i chcą się poddać. Na moje pytanie dlaczego rannych przed tym nie ewakuowali odpowiedzieli, że wszystko jest skończone i że sanitariusze i oficerowie już dawno ich opuścili. Sami są Austriakami z południowego Tyrolu i nie są ochotnikami. Wysłaliśmy razem z nimi dwóch sanitariuszy każąc wracać na naszą wysokość, co bardzo chętnie uczynili. Za chwilę 24 Niemców, w tym dwóch ciężko rannych i czterech lżej rannych, ruszyło w naszą stronę. […] W listach znalezionych przeze mnie w schronach i u zabitych Niemców przebija ciągle to samo: »czy otrzymałeś« paczkę i czy to lub owo było zdatne jeszcze do jedzenia i narzekania, że tak długo nie otrzymuje urlopu. Niemiec, który został na [wzgórzu] [San] Angelo i rano dnia 19 maja się poddał, opowiadał mi, że jest ze 100. pułku. Na moje pytanie dlaczego tak długo stawiali opór odpowiedział, że rozkaz brzmiał trzymać pozycje do nocy dnia 18 maja [19]44 r. i że sam zugführer [dowódca plutonu] złapał za Spandau i prowadził ogień, »zresztą musieliśmy się bronić, bo wyście ciągle atakowali«”.
Pomimo opisanych już wyżej niemieckich podstępów i związanych z tym odwetowych działań Polaków, na polu bitwy istniały pewne niepisane normy zachowań generalnie przestrzegane przez obie strony. Obrońcy przeważnie nie strzelali do polskich noszowych i sanitariuszy. W kontekście tym należałoby zwrócić uwagę na sprawozdanie z działań służby zdrowia 5. KDP, w którym stwierdzano: „Dobrodziejstwa wynikające z przestrzegania Konwencji Genewskiej przez obie strony walczące są po prostu nieocenione. Trudno sobie w ogóle wyobrazić przeprowadzenie ewakuacji sanitarnej pod Cassino bez przestrzegania Konwencji Genewskiej. […] należy troskliwie przestrzegać Konwencji Genewskiej w trakcie działań, przez co będzie zapewnione uratowanie życia wielu rannych”.
Ludzki wymiar walk w rejonie Monte Cassino znalazł swój wyraz również we fragmencie komunikatu informacyjnego nr 15 Oddziału Informacyjnego 2. Korpusu z 27 maja 1944 r. Opisano w nim sytuację, jaka miała miejsce trzy dni wcześniej, w trakcie natarcia żołnierzy 18. LBS na Piedimonte San Germano. Wycofujący się pod ogniem prowadzonym z niemieckiego schronu Polacy, którzy chcieli zabrać ze sobą ciało poległego kolegi, wywiesili na rozkaz podoficera białą flagę. Niemcy wstrzymali ogień, a wówczas dwóch żołnierzy 18. LBS podeszło do schronu i rozpoczęło rozmowę z niemieckim sierżantem, który wyszedł im naprzeciw, by dowiedzieć się o co chodzi. Żołnierze zdołali się porozumieć i Polakom pozwolono zabrać ciało poległego leżące w pobliżu schronu, za co podziękowano jego dowódcy. Jak zapisano w komunikacie informacyjnym: „Wtedy sierżant niemiecki wyciągnął rękę i pożegnał się z naszymi żołnierzami”.
Dochodziło wszakże i do sytuacji takich, jak opisana przez Stefana Orzechowskiego, gdy ranny w nogę oficer niemiecki przywołał do siebie gestami polskiego sanitariusza. W momencie, gdy Polak pochylił się nad oficerem i zaczął go opatrywać, Niemiec wyciągnął nóż i wbił sanitariuszowi w gardło. W rezultacie koledzy zamordowanego „zrobili z Niemca sitko”.
Podsumowanie
Przeanalizowany wyżej materiał źródłowy, powstały jeszcze w trakcie i bezpośrednio po zakończeniu przez 5. KDP walk w rejonie Monte Cassino, pozwalał na odmalowanie obrazu przeciwnika Polaków, który – mimo swej powierzchowności – należałoby uznać za godny uwagi. Nieprzyjaciel okazał się dla żołnierzy 2. Korpusu niezwykle trudnym przeciwnikiem, nawet biorąc pod uwagę wielkie atuty, jakie posiadał on w związku ze sprzyjającym mu terenem, na którym toczyła się bitwa. Analizując bitwę z tej perspektywy należałoby docenić wkład 2. Korpusu w ostateczne zwycięstwa sprzymierzonych. Polacy, którzy nie posiadali tak bogatego doświadczenia bojowego jak przeciwnik i byli szkoleni według przestarzałej brytyjskiej doktryny wojennej, jak również niedostatecznie wyposażeni, osiągnęli największe sukcesy terenowe spośród wszystkich wojsk atakujących Monte Cassino w trakcie kilku kolejnych bitew. Jak pisał jeden z zagranicznych badaczy, Katriel Ben Arie: „Polacy osiągnęli więcej niż wszyscy ich poprzednicy: zajęli Widmo, część Colle S. Angelo, część wzgórza 593 i część farmy Albaneta […] choć Niemcy do obrony przed oboma polskimi natarciami użyli tylko dwóch batalionów, to przecież ich straty były równie dotkliwe”.
Bitwa o Monte Cassino pełna była dramatycznych momentów, które opisywano także w cytowanych wyżej dokumentach. Ukazały one m.in. w przypadki wykorzystywania przez Niemców oznak Czerwonego Krzyża i symulowania kapitulacji w celu zadawania strat Polakom, co spotkało się z odwetem w postaci nie brania jeńców przez niektóre pododdziały 5. KDP. W analizowanych wyżej dokumentach utrwalono również przypadki świadczące o występowaniu momentów, w których dochodziło nie tyle do fraternizacji między żołnierzami obu stron, co wzajemnego okazywania sobie szacunku na podstawowym poziomie. Przejawiało się to m.in. w niestrzelaniu do noszowych i sanitariuszy oraz nie przeszkadzaniu w ewakuacji rannych i zabitych, jak też ludzkiego stosunku do jeńców.
Przemysław Benken, autor jest historykiem, doktorem historii, pracuje w Oddziałowym Biurze Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie.