Środa, 13 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Gorzki smak boju. Legiony Polskie w bitwie pod Konarami w maju 1915 r.

Data publikacji: 2024-11-08 14:04
Ostatnia aktualizacja: 2024-11-11 13:22
Kazimierz Herwin-Piątek wśród żołnierzy swego batalionu pod Konarami. Fot. domena publiczna  

Przemysław BENKEN

Przełamanie na froncie wschodnim uzyskane przez państwa centralne w bitwie pod Gorlicami, do której doszło w pierwszej połowie maja 1915 r., miało wielkie znaczenie dla dalszego przebiegu walk. Pobite armie carskie zostały zmuszone do odwrotu. Niemniej Moskale byli jeszcze wówczas dalecy od ostatecznej klęski, a żołnierze Józefa Piłsudskiego mieli wkrótce stoczyć jedną z trudniejszych walk w historii Legionów Polskich – krwawą bitwę pod Konarami.

3 marca 1915 r. I Brygada Legionów Polskich wyruszyła na front nad Nidę, gdzie obsadziła odcinek na zachodnim brzegu wspomnianej rzeki, od wsi Choiny do Pawłowic. 11 maja, gdy skutki wspomnianej wyżej klęski Rosjan pod Gorlicami były już dobrze widoczne, brygada – podporządkowana austro-węgierskiej 4. Dywizji Piechoty wchodzącej w skład II Korpusu – przekroczyła rzekę i rozpoczęła działania pościgowe, pełniąc funkcję rezerwy. Oddziały dowodzone przez Piłsudskiego składały się wówczas z około 3,5 tys. piechurów i trzystu kawalerzystów wspieranych przez dwie baterie artylerii liczące łącznie osiem dział. Dowództwo I Brygady miało pod swymi rozkazami trzy (1., 2., 3.) dwubatalionowe pułki piechoty dowodzone przez mjr. Edwarda Śmigłego-Rydza, kpt. Leona Berbeckiego oraz mjr. Mieczysława Rysia-Trojanowskiego, jak również dywizjon kawalerii, dywizjon artylerii oraz kompanię saperów. W skali frontu wschodniego były to siły i środki bardzo niewielkie, jednak z punktu widzenia sprawy polskiej odegrały one, jak wiadomo rolę olbrzymią.

Bitwa pod Konarami (będąca częścią większych walk prowadzonych pod Opatowem w ramach natarcia austriackiej 1. Armii) rozegrała się w dniach 16–25 maja. Stoczono ją w rejonie kilku wsi w pobliżu Konar (głównym miejscem walk był rejon leżących na północ od Konar miejscowości Przepiórów i Płaczkowice), a wywiązała się ona w związku z podjęciem przez Rosjan próby zatrzymania naporu przeciwnika, jaki miał miejsce po klęsce Moskali pod Gorlicami.

Dzień pierwszy

Bitwa rozpoczęła się nad ranem 16 maja od powstrzymania przez Rosjan postępujących na wschód, w kierunku Opatowa, austro-węgierskich pododdziałów zwiadowczych, jak też rozwijających się za nimi oddziałów piechoty i artylerii. Na skutek tego taktycznego sukcesu obronnego Moskali między dwoma pułkami austro-węgierskimi (99. i 8.) wytworzyła się luka, którą zmierzano wypełnić wprowadzając w nią jeden z pułków I Brygady wsparty baterią artylerii. Wykonując to zadanie, I batalion 2. Pułku kpt. Berbeckiego, po rozwinięciu swych kompanii w lesie płaczkowickim, uderzył na północ, opanowując kolejno wsie Garbowice, Kaczyce i Swojków. II batalion 2. Pułku wiązał tymczasem siły przeciwnika pozorowanym natarciem w kierunku na Malżyn (leżący na północny wschód od Garbowic) osłaniając w ten sposób prawe skrzydło I batalionu.

Pomimo oporu Rosjan, polskie natarcie postępowało, a w toku walk o wieś Swojków, otoczoną przez 4. kompanię I batalionu, legioniści wzięli do niewoli 54 jeńców. Do zapadnięcia zmroku żołnierze kpt. Berbeckiego zdołali podejść pod Włostów (na północ od Swojkowa). W międzyczasie 1. Pułk mjr. Śmigłego-Rydza po wyruszeniu z Konar (gdzie zajęła stanowiska legionowa artyleria) skoncentrował się na prawym skrzydle 2. Pułku w Pokrzywiance (wsi leżącej na południowym wschodzie od Konar nad rzeką o tej samej nazwie). Żołnierze 1. Pułku przygotowywali się do natarcia w kierunku Grabiny, której jednak nie zdołali opanować przed zapadnięciem zmroku.

Po zbliżeniu się do okopów wroga na odległość około dwustu metrów o godz. 21.30 1. Pułk otrzymał rozkaz wycofania się na swe pozycje wyjściowe i wraz z 3. Pułkiem został rozmieszczony w rejonie wsi Pokrzywianka. Wynikało to z niekorzystnej sytuacji, jaka tymczasem wytworzyła się po pobiciu przez Rosjan austro-węgierskiej 25. DP, działającej na lewo od 4. DP. Sztab II Korpusu zareagował na ten fakt przesuwając kolejne oddziały w celu wzmocnienia zagrożonego odcinka. W rezultacie 2. Pułk, po tym jak utracił kontakt na swoich skrzydłach z wycofującymi się nieoczekiwanie oddziałami austro‑węgierskimi, w nocy z 16 na 17 maja musiał wyrównać linie, obsadzając odcinek frontu od Kaczyc do wiatraku przed Garbowicami (wieś leżąca na północ od Konar między Przepiórowem i Płaczkowicami). Rosjanom udało się dzięki temu odzyskać Swojków.

Dzień drugi

17 maja, z uwagi na pogarszającą się wciąż sytuację 25. DP, co miało bezpośrednie przełożenie na działania sąsiedniej 4. DP i podporządkowanych jej formacji legionowych, Piłsudski zmuszony został oddać jeden z batalionów 3. Pułku do dyspozycji 25. DP, zaś 1. Pułk i kolejny batalion 3. Pułku wycofać do odwodu. Zapoczątkowano tym samym proces rozdrabniania sił I Brygady, wskutek którego w szczytowym jego okresie oddziały legionowe można było napotkać na odcinkach frontu oddalonych od siebie maksymalnie o dwadzieścia kilometrów.

Drugiego dnia bitwy pułk kpt. Berbeckiego odpierał od rana groźne ataki Rosjan, którzy otrzymali posiłki i byli wspierani przez silny ogień artylerii. Około godz. 15.15 doszło do załamania się sąsiadujących z 2. Pułkiem pododdziałów austro-węgierskich (99. Pułk). W podobnym czasie kpt. Berbecki otrzymał rozkaz odwrotu, który miał być prowadzony w koordynacji z pobitym 99. Pułkiem. Niestety żołnierze austro-węgierscy ustępowali przed Moskalami zbyt szybko i w bardzo chaotyczny sposób, co miało negatywny wpływ na sytuację 2. Pułku. Juliusz Kaden-Bandrowski wspominał tę fazę boju 17 maja następująco: „Kompanie wycofywały się w szyku całkiem luźnym, w którym ustaje już wszelka formalistyka, a wchodzi w grę pewne poczucie się żołnierza w danym oddziale. Ogień był tak gęsty, że rozrzucone kompanie, plutony, sekcje i poszczególni ludzie szli jakby nieregularną siecią niebieskich cieni przez zboża wyzłocone słońcem, a nad którymi kotłowała się chmura ognia. Ogień ten byłby może znacznie pogruchotał naszą piechotę, może by rozerwał misterną sieć, którą wiązały najlepsze cnoty żołnierskie, gdyby nie nasza artyleria. Z niezmiernym ryzykiem, wypatrzywszy siedem armat polowych nieprzyjacielskich na otwartej pozycji, dopadła je ogniem i zatrzymała ich pościg ogniowy, właśnie wtedy, gdy rezerwy II pułku dochodziły już do Przepiórowa”.

Kolejne dni

Ponawiane rosyjskie ataki wymusiły na dowództwie II Korpusu dalsze rozczłonkowanie I Brygady i skierowanie poszczególnych jej oddziałów w najbardziej narażone na działania Moskali punkty frontu. 18 maja jeden z batalionów 1. Pułku wykorzystano do załatania luki między 25. i 4. DP, zaś V batalion 3. Pułku użyto do wsparcia pododdziałów austro‑węgierskich z grupy płk. Mietzla. Batalion ten, dowodzony przez kpt. Kazimierza Herwina‑Piątka, nie był jednak w stanie wykonać powierzonego mu zadania z uwagi na chaos, jaki zapanował w oddziałach austro-węgierskich pod wpływem ponowionych uderzeń rosyjskich. Kontrnatarcie z udziałem Polaków zdołało ruszyć dopiero 19 maja o godz. 8.30. V batalion miał początkowo atakować sąsiednie wzgórza, lecz ostatecznie wsparł austro-węgierski 8. Pułk, wspólnie z nim nacierając w celu opanowania odcinka Płaczkowice – Kozinek.

Uderzenie od początku odbywało się pod ciężkim ogniem rosyjskiej piechoty, który powodował duże straty; 1. kompania V batalionu miała 30 proc. zabitych lub rannych. Polacy nie zdołali utrzymać pozycji w rejonie wsi Kozinek i koło południa rozpoczęli odwrót. Trudną sytuację znacznie pogorszyło śmiertelne zranienie kpt. Herwina-Piątka, który nadzorował wycofywanie się batalionu. Jeden z oficerów III batalionu 1. Pułku, Stefan Pomarański, wspomniał śmierć kpt. Herwina-Piątka następująco: „Zginął cicho, jak żył. Gdym spytał żołnierzy powracających z pozycji batalionu 5, odpowiedziano mi, że został jeszcze z kilkunastoma. Zapewniono mnie, że żyje i jest cały. Batalion nasz […] o zmroku zajął pozycję: jeden z ubezpieczających patroli znalazł na naszym przedpolu w miejscu ataku 5-go batalionu, leżącego bez przytomności kapitana Herwina. Ranny był w głowę, powyżej prawego ucha. Kula została. Po pierwszym opatrunku odwieziono go do naszego szpitala polowego. Nadziei nie robiono żadnych. Gdy na drugi dzień odwieziono mnie rannego, pytałem się o niego. Wskazano mi wóz sanitarny, w którym leżał. Żył jeszcze. Tegoż dnia wieczorem (20 maja) skonał, nie odzyskawszy przytomności”.

Natarcie z udziałem Polaków zakończyło się porażką m.in. z uwagi na brak wsparcia sojuszników. Jak pisał Hugo Zieliński, autor monografii bitwy opublikowanej w 1933 r.: „[…] kiedy natarcie było już załamane, a rozbite kompanie zaczęły spływać ponownie do doliny kozinkowskiej, raczyła dopiero odezwać się austriacka artyleria”. Tymczasem Rosjanie nie zasypywali gruszek w popiele i o godz. 16 przypuścili silny kontratak, który przedarł się przez pozycje II batalionu 8. Pułku. Impet uderzenia Moskali wygasł wszakże m.in. dzięki oporowi stawionemu im przez przetrzebione kompanie legionowe V batalionu, których żołnierze jako jedyni na tym odcinku nie ulegli panice. Dzielna postawa Polaków pomogła ustabilizować sytuację i ułatwiła obsadzenie nowych pozycji, które wzmocnił jeszcze ściągnięty pospiesznie na ten odcinek III batalion z 1. Pułku mjr. Śmigłego‑Rydza. Oddział ten dzień później zajął wzniesienia w rejonie Woli Konarskiej (na wschód od Konar, za rzeką Pokrzywianka i na północ od wsi Pokrzywianka) ze wzgórzem 222.

20 maja oddziały legionowe nadal działały na różnych odcinkach frontu II Korpusu, pomimo wysiłków sztabu I Brygady, który dążył do skoncentrowania ich w jednym miejscu, by móc sprawować efektywne dowództwo nad swymi siłami. Odbywające się przegrupowania, nakazane przez Austriaków, powodowały jednak dalsze rozdrabnianie oddziałów legionowych.

21 maja 2. kompania V batalionu 3. Pułku otrzymała wiadomość, że we wsi Kozinek znajduje się trzystu żołnierzy rosyjskich, którzy chcą się poddać. Gdy pododdział podchodził do wsi, został silnie ostrzelany od czoła i ze skrzydeł przez Moskali, w wyniku czego stracił pięciu zabitych (w tym dowódcę) i 26 rannych, jak również został zmuszony do odwrotu.

O godz. 16.30 Rosjanie rozpoczęli silny ostrzał artyleryjski na odcinku III batalionu 1 Pułku, by po godz. 17.30 ruszyć do szturmu wykonywanego przez kilka rzutów piechoty. III batalion, osłaniany na lewym skrzydle przez siostrzany V batalion 3. Pułku, zdołał ogniem swym zatrzymać siły Moskali szturmujących czołowo jego pozycje. Niestety na lewym skrzydle Polaków Rosjanie wdarli się do Płaczkowic, gdzie poddał się im cały batalion z 8. pułku austro-węgierskiego, który stracił ponadto wszystkie swoje karabiny maszynowe. Klęska sąsiadów spowodowała konieczność cofnięcia się V batalionu, który wszakże odchodził do tyłu w sposób zorganizowany. 

Kolejną konsekwencją takiego rozwoju wypadków był również odwrót pod wieczór III batalionu, który do tego czasu skutecznie przeciwstawiał się nawale Moskali. Batalionowi zagrażało odcięcie, ponieważ Rosjanie zdołali pobić jednostki austro-węgierskie także na prawym skrzydle Polaków.

22 maja o świecie II batalion z 2. Pułku i III batalion z 1. Pułku rozpoczęły atak na las w okolicach Kozinek. Żołnierzom II batalionu udało się zająć rosyjski okop, w którym wzięło do niewoli dwustu jeńców. Natarcie III batalionu zostało początkowo powstrzymane przez Moskali, jednak po południu atak kontynuowano. Doszło wówczas do sytuacji świadczącej o spadającym morale żołnierzy rosyjskich: „Podpułkownik Śmigły wysłał zrazu jeden pluton w celu zabrania jeńca. Za nim poszła czwarta kompania, która rozpoczęła atak ku drodze w głębi parowu. Wysłany pluton wziął 84 jeńców, kompania czwarta [wzięła] 120 [jeńców]”.

Kontratak z udziałem Polaków 22 maja przyniósł odzyskanie Płaczkowic i okolicznego lasu, jednak nie udało się odbić lasu w rejonie Kozinka. Natarcie III batalionu, które nie zostało dostatecznie wsparte przez oddziały węgierskie, nie zakończyło się zdobyciem wszystkich rosyjskich pozycji. Niemniej Moskale byli już tak wyczerpani dotychczasowymi walkami, iż wycofali się z zajmowanych pozycji następnej nocy, które III batalion zajął nad ranem 23 maja. Wówczas dopiero oddziały I Brygady utworzyły w końcu jednolitą linię frontu, obsadzając odcinek Kozinek – wieś Kujawy (to ostatnia miejscowość leżąca na północny zachód od Konar).

Bój o Przepiórów

Ciężar walk w dniach 23–24 maja powrócił w rejon Przepiórowa i leżącej na zachód (nad rzeką Pokrzywianka) wsi Kamieniec, gdzie natarcie na pozycje rosyjskie przeprowadził 2. Pułk, którego I batalion atakował Kamieniec, a II Przepiórów. Uderzenie legionistów, rozpoczęte 23 maja po południu i prowadzone do północy, przyniosło straty i nie zakończyło się zdobyciem rosyjskich pozycji, z których silnie ostrzeliwało Polaków dziesięć karabinów maszynowych. Przyczyną niepowodzeń był brak aktywności oddziałów austro‑węgierskich, przez co I batalion nacierał z odsłoniętym prawym skrzydłem. Legioniści zostali również pomyłkowo ostrzelani przez sojuszniczą artylerię. Poszczególne kompanie utraciły w rezultacie od 12 do 23 proc. stanów osobowych.

24 maja nad ranem kpt. Berbecki otrzymał rozkaz odwrotu, który wykonał zajmując swe dawne pozycje osłaniające Konary. Następnie przystąpiono do umacniania odcinka frontu I Brygady, która w dniach 24–25 maja przeszła do działań pozycyjnych. Tym samym bitwa zakończyła się bez rozstrzygnięcia. Legionistom nie udało się trwale opanować rosyjskich pozycji, jednakże odparto kontrataki Moskali i nie dopuszczono do powstania lokalnego kryzysu nad rzeką Pokrzywianką. Zaobserwowano też spadek woli walki u przeciwnika, o czym mógł świadczyć epizod opisany w rozkazie dziennym Piłsudskiego z 5 czerwca 1915 r., w którym podsumowywano bitwę pod Konarami:

Sierżant Dańko Jerzy z [1. kompanii ] I bat[alionu] [2. Pułku] […] 26/V na czele piętnastu ludzi poszedł skrycie pod Kamieńcem do samych okopów rosyjskich, gdzie nie pokazując swej siły, wezwał nieprzyjaciela do poddania się. Gdy zaś będący w okopach oficer rosyjski, komendant kompanii, strzelił do niego, nakazał garstce swych podkomendnych dać salwę do okopów, co miało taki skutek, że się nieprzyjaciel poddał w liczbie 150 żołnierzy i jednego oficera”.

Zakończenie

Należałoby wszakże zauważyć, iż wielodniowe ciężkie walki okazały się niezwykle wyczerpujące fizycznie i psychicznie również dla polskich żołnierzy. Mimo to dali oni kolejny raz wiele dowodów męstwa i poświęcenia. Przykładowo w książce z okresu międzywojennego poświęconej zarysowi działań 1. Pułku można było znaleźć informację o bohaterskiej postawie młodego oficera w toku zaciekłych bojów o Lasek Kozienicki 22 maja: „Podporucznik Zygmunt Żarski‑Radomski […], stojąc ze swym plutonem, a następnie zastępując zranionego dowódcę kompanii na zupełnie otwartej pozycji, w piekielnym i bliskim ogniu karabinów maszynowych wobec widocznej przewagi nieprzyjaciela sam roznosił w ogniu amunicję wzdłuż linii ognia i rozdzielał ją pomiędzy żołnierzy; wytrwał aż do otrzymania ciężkiej rany w głowę”.

Do końca maja I Brygada straciła 95 zabitych, 54 zaginionych i 420 rannych – łącznie 569 ludzi. Walki w rejonie Konar wiązały się zatem z dużą daniną krwi, jaką złożył żołnierz legionowy. Gdy 23 czerwca Rosjanie rozpoczęli odwrót ze swoich pozycji, I Brygada przystąpiła do działań pościgowych. Doszło wówczas do kilku starć z cofającym się nieprzyjacielem. 1 lipca 1. Pułk Piechoty zdobył Redutę Tarłowską, co umożliwiło I Brygadzie podejście do Wisły, którą Polacy przekroczyli pod Annopolem, kierując się następnie na północny wschód. W dniach 4–20 lipca legioniści stoczyli boje pod Wyżnianką i Urzędowem, a 24–30 lipca pod Babinem, po czym ruszyli na Lublin, wchodząc w podporządkowanie austro-węgierskiej 4. Armii. W cytowanym już rozkazie Piłsudskiego do żołnierzy z 5 czerwca 1915 r. przebieg walk podsumowano następująco: „Kilkudniowe boje nasze pod Konarami były dla nas dotkliwe nie tylko ze względu na mnogość strat […], lecz dlatego, że aniśmy walczyli złączeni, ramię przy ramieniu, ani też wyniki boju nie mogły cieszyć serca żołnierskiego. […] Były one dla nas doskonałą szkołą właśnie dlatego, że wymagały one bardziej niż inne, by nieledwie każdy z oficerów i żołnierzy uczył się dostosowywać swe działania do działań otoczenia, a zarazem złożył dowód, że dla dobrego żołnierza nie ma położenia, z którego z honorem wyjść nie można”.

Bitwa pod Konarami, w której poszczególne oddziały legionistów podporządkowano siłom austro‑węgierskim, była niewątpliwie trudnym wyzwaniem dla żołnierzy I Brygady. Nie mogli oni przy tym liczyć na dostateczne wsparcie ze strony sojuszników. Starcie to było jednak ważnym kamieniem milowym na drodze niepodległościowego wysiłku zbrojnego i na trwałe zapisało się w dziejach oręża polskiego.

• Autor jest doktorem historii i pracownikiem OBBH IPN w Szczecinie.