Dla kogoś, kto nigdy nie był na terenie Grupy Azoty Police, to może być wielkie zaskoczenie. Na obszarze, nawet rozległym, ale przecież jednak należącym do chemicznego giganta, żyje i rozmnaża się wiele rzadkich gatunków niezwykle cennych dla przyrody ptaków.
Okazuje się, że cenna przyroda i przemysł chemiczny mogą ze sobą zgodnie egzystować. Jest tylko kilka warunków do spełnienia. Pierwszy z nich to w miarę czyste środowisko naturalne wokół. Drugi związany jest ze „stołówką”, czyli dostępem do pożywienia. Trzeci dotyczy bezpieczeństwa, czyli warunków do życia i wyprowadzania lęgów. Chodzi tu np. o ukształtowanie terenu, o „ zabezpieczającą zieleń” – drzewa, zarośla, trawy, a także trzcinę i rośliny wodne.
Okazuje się, że takie warunki na terenie zakładów są spełnione. Duży wpływ na ich zaistnienie miał specjalnie w tym celu powołany do życia w ramach struktury organizacyjnej „Polic” Zakład Ochrony Środowiska (obecnie Centrum Infrastruktury), który od lat skutecznie realizuje swoje zadania.
Efekty jego działalności przyszły szybciej, niż mogło się wydawać. Były widoczne wręcz gołym okiem. A ich swoistą kwintesencją była chyba najgłośniejsza scena filmowa w historii Grupy Azoty (wówczas ZCH Police). Jej bohaterem był ówczesny zastępca kierownika (szefem był Edward Fudro) Zakładu Ochrony Środowiska Lech Kacalski, posiadający tytuł naukowy doktora chemii, co miało w tej scenie dodatkową moc. Nie chodziło w niej wcale o „przecinanie wstęgi”, ani o wizytę na wysokim szczeblu, tylko o…kubek wody. Ta scena trwała zaledwie kilka sekund. Lech Kacalski zaczerpnął z odstojnika wodę, a potem z absolutnym spokojem ją wypił. Doskonale wiedział co robi, bo nie mogła ona mu w niczym zaszkodzić. Ta filmowa sekwencja znalazła się później w dokumencie pt. „Police od tyłu”, który został nagrodzony na Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Ekologicznych w Nowogardzie. Warto podkreślić, że nie było w niej żadnego cięcia montażowego. Chodziło o to, by nikt nie sądził, że doszło do manipulacji.
Poprawa stanu ochrony środowiska w firmie sprawiła, że na jej terenie pojawiło się wiele ciekawych gatunków ptaków, a znany ornitolog, profesor Dariusz Wysocki z Uniwersytetu Szczecińskiego, przez lata je obserwował przeprowadzając badania ich populacji. A miał co robić, również ze swoimi studentami i współpracownikami, bo właśnie tutaj usadowiło się duże lęgowisko ptaków wodnych, być może nawet jedno z największych w kraju. Był czas, że na terenie zakładów egzystowało ok. setki par mew śmieszek, kilkadziesiąt par oharów, pojawiały się tutaj także cenne kanie rude, piękne zimorodki, a podczas przelotów zimowych odpoczywały i dokarmiały się na terenie „ Polic” liczne stada kaczek. A to dlatego, że polickie zbiorniki w przeciwieństwie do wielu innych nie zamarzały, nawet wtedy gdy było wyraźnie poniżej zera. Ornitolodzy zaobserwowali podczas swoich badań nawet pięć gatunków ptaków z „czerwonej listy” okazów, którym groziło wyginięcie.
Dzisiaj jednak ptaków na terenie „Polic” jest mniej. Ale nie z powodu działalności zakładów, tylko z powodu…drapieżników. Chodzi tu głównie o jenoty, lisy, a być może także norki amerykańskie. To one mocno przetrzebiły i wypłoszyły ptasie stada, liczne pary, w tym także lęgowe. Cóż, takie są prawa natury, nad którymi człowiekowi trudno zapanować. Ale to nie znaczy, że ptaków tu w ogóle nie ma. Są, tylko w mniejszej ilości. Ostały się np. ohary, chociaż w skromniejszej obecności. I nadal wyprowadzają młode, co akurat jest bardzo budujące. Ohary są silne i waleczne, dlatego potrafiły obronić się przed drapieżnikami, chociaż mają swoje siedziby w…ziemnych norach. Na rozległym terenie chemicznego giganta, oprócz ptaków, obecne są nie tylko wspomniane drapieżniki, ale także zwierzęta kopytne, głównie sarny, i dziki choć bywało, że widywano także jelenie. W pobliżu zbiorników wodnych swoje żerenie budują bobry.
Ptaki i zwierzęta nie są jedynym dowodem na skuteczną ochronę środowiska w „Policach”. Świadczy o tym np. „las” kilkunastometrowej wysokości, który wyrósł m.in. na „Białej Górze”. Nazwa co prawda pozostała, ale hałda ze względu na bujną roślinność jest już koloru zielonego. Z ponad 100 tysięcy drzew posadzonych tu w połowie lat 90 tych prawie wszystkie się przyjęły.