Środa, 17 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Zawsze robi to, co lubi

Data publikacji: 02 lutego 2021 r. 09:52
Ostatnia aktualizacja: 27 września 2022 r. 16:14
Zawsze robi to, co lubi
Fot. Roman Ciepliński  

Rozmowa z Anną Kaniecką-Mazurek, psychoterapeutą, autorką

– Znana jesteś w Szczecinie między innymi z tego, że prowadziłaś słynną księgarnię „Autorską”, a ostatnio zajmujesz się psychoterapią… Ale czy jesteś szczecinianką z urodzenia?

– Tak, urodziłam się w Szczecinie. Najpierw – jako dziecko – mieszkałam nieopodal placu Kościuszki, przy ul. Pułaskiego, dokładnie nad księgarnią, właściwie antykwariatem Jacka Gałkowskiego. Tam kupowałam moje pierwsze książki z serii „Pan Samochodzik”.

– To były twoje pierwsze lektury?

– Nie. Jedną z pierwszych moich lektur była książka pt. „Małpeczki z naszej półeczki”. Napisała ją Krista Bendova, bodajże słowacka autorka… Pamiętam, że czytała mi ją moja mama…

– To twoje pierwsze dziecięce wspomnienia z ulicy Pułaskiego?

– Tak; książki i przechodzenie przez płot do ogródka jordanowskiego.

– Lubisz Szczecin?

– Tak, bardzo. Uwielbiam. Na ten temat mogłabym długo rozmawiać.

– Przez pewien czas kojarzyłaś się w Szczecinie z księgarnią, w której działo się naprawdę sporo…

– W 1995 roku zaczęłam prowadzić księgarnię. Ale dopiero od 2000 roku była to księgarnia „Autorska”. Rzeczywiście działo się sporo. Była tam na przykład stała wystawa malarstwa mojego ulubionego malarza Leszka Żebrowskiego, który stwierdził, że „obrazy mogą wisieć, a jeśli ktoś je będzie chciał kupić, to on nie widzi problemu”.

– Takich miejsc dziś już nie ma. Było to miejsce spotkań – można śmiało powiedzieć – przyjaciół i autorów.

– Tak, wśród gości księgarni był między innymi znany pisarz Jurij Andruchowicz. Ten wieczór autorski był efektem mojej współpracy między innymi z Jarosławem Eysmontem.

– Te czasy już nie wrócą.

– Będą inne, kiedy też będziemy się dobrze bawić. Na przykład to, co teraz robię, jest ciekawsze nawet niż prowadzenie księgarni. Wówczas potrzebowałam stolika z książkami i przyjaciółmi. Musiałam niejednokrotnie sama nosić książki z hurtowni, dodam – ciężkie książki. Ale robiłam to z radością. A teraz do mojej ulubionej pracy potrzebuję jedynie dwóch foteli.

– W tym fachu bez foteli nie da się pracować?

– Da się. Można rozmawiać, na przykład siedząc na podłodze…

– A co się stało z twoim… światem książek?

– Na szczęście szybko zauważyłam, że książki to łatwy towar do dystrybucji w internecie. Odpuściłam…

– I zajęłaś się psychoterapią, odwiecznym problemem człowieka, jakim jest dla niego on sam.

– Tak. Dzięki Freudowi zyskaliśmy naukowy wgląd w psychikę człowieka.

– Odnoszę wrażenie, że osiągnięcia Freuda sukcesywnie są podważane… Nie doceniał on na przykład w człowieku tego co najbardziej ludzkie, świadome, a przeceniał to co bardziej „zwierzęce”, mroczne, podświadome.

– Nie. Uważam, że psychoterapia cały czas się rozwija. Obecnie postrzegana jest właściwie jak leczenie biologiczne.

– Lubisz swoją pracę?

– Jestem szczęśliwa, że mogę się tym zajmować. Robię to, co lubię. Można by – z nutą ironii i żartu zarazem – zacytować Jacka Kaczmarskiego, bodajże z piosenki pt. „Nasza klasa”; „Pracuję w porno-klubie i dobrze mi płacą, wszak za to, co i tak lubię…”. Mój entuzjazm do tej ciekawej pracy wiąże się też z tym, że niedawno uzyskałam komplet certyfikatów.

– Jak obecnie, w tych strasznie dziwnych i trudnych czasach, postrzegasz kondycję ludzi, nie tylko tych, którym starasz się pomagać?

– To wszystko co dzieje się w związku z epidemią bardzo nadwyrężyło kondycję ludzi. Odizolowani, zamknięci w małej przestrzeni musieliśmy się zmierzyć z bliskimi, ze swoimi charakterami, doświadczyć własnych słabości, do czego wcześniej rzeczywistość nas nie zmuszała, bo nie byliśmy tak bardzo na siebie skazani, kontakty były – można by powiedzieć – rozluźnione. W zamknięciu zrodziły się demony.

– Dziękuję za rozmowę.

Roman CIEPLIŃSKI

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA