Rozmowa z Janem Pietkiewiczem, doradcą do spraw nieruchomości w firmie Komfort Nieruchomości
– Wiem, że twoje korzenie są w Choszcznie. Jak to się stało, że osiadłeś w Szczecinie? A może jeszcze nie osiadłeś, tylko jesteś szczeciniakiem jakby „na pół etatu”?
– Chyba już na cały etat. Wciąż mam wielu przyjaciół w Choszcznie i chętnie tam zaglądam. Mam wiele sentymentów do tego miejsca, a poza tym to raptem godzina drogi. Jednak to ze Szczecinem wiążę swoją przyszłość, zdecydowanie. Przyjechałem tutaj sześć lat temu na studia. Zaczynałem od matematyki, potem przeniosłem się na rachunkowość. Pracowałem przez jakiś czas jako księgowy, ale szybko zorientowałem się, że to nie dla mnie. Któregoś razu szukając nowego zajęcia natrafiłem na ogłoszenie biura nieruchomości. Miałem pewne opory, bo było to dla mnie coś zupełnie nowego, poza tym własna działalność wiąże się z dużym ryzykiem, zwłaszcza na początku. Dostałem jednak dużo wsparcia od rodziny, przekonali mnie, że teraz właśnie jest najlepszy czas na takie „eksperymenty” i oto jestem.
– Nie ciągnęło cię – po ogólniaku, studiach – gdzieś dalej, w szeroki świat?
– Zależy jak na to spojrzeć. Oczywiście chciałbym podróżować i odwiedzić jak najwięcej miejsc, zobaczyć świat. Natomiast jeśli chodzi o stałe osiedlenie się za granicą, to nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek poważnie planował coś takiego. Może zabrakło mi wyobraźni, a może wręcz przeciwnie, miałem jej wystarczająco wiele, by znaleźć pomysł na siebie tutaj, w Polsce.
– A twoi koledzy z młodości nie wybierali emigracji – dla kariery, przygody?
– Szczerze mówiąc, w czasach szkolnych byłem tak nieśmiały i wycofany, że nie nawiązałem zbyt wielu relacji z rówieśnikami, co może być dosyć paradoksalne w kontekście tego, że teraz moja praca zasadniczo polega na kontaktach z ludźmi. Moja wiedza na temat tego, gdzie się wszyscy podziali, może być z tego powodu niekompletna. Znam pojedyncze historie. Kilku wyjechało, ale z tego co wiem, większość planuje w przyszłości wrócić. Świat chyba przestał już być taki wielki.
– A ty jak wyobrażasz sobie swoją karierę? Gdzie chciałbyś siebie widzieć za, powiedzmy, 15-20 lat?
– Przez ostatnie 5 lat wszystkie moje plany – a było ich sporo – nie przeżywały konfrontacji z rzeczywistością, co każe mi być ostrożnym w tworzeniu kolejnych. Niemniej jednak czuję, że chcę zostać w tej branży. Widzę po sobie, że jestem coraz lepszy, że coraz lepiej orientuję się w rynku nieruchomości. W dalszej przyszłości chciałbym to wykorzystać, nie tylko doradzając innym przy zakupie mieszkań, ale również samemu nimi handlując. Dużo ludzi próbuje się teraz tym zajmować, ale większości brakuje wiedzy, którą ja zdobywam każdego dnia, pracując jako pośrednik.
– Zaskakuje mnie, jak mówisz o rynku nieruchomości: brzmi, jakbyś mimo młodego wieku już „zjadł zęby” w tych sprawach. I chyba to lubisz?
– Bardzo lubię. Lubię pracować z ludźmi. To jest zdecydowanie jeden z powodów, dla których zainteresowałem się pośrednictwem. A co do „zjadania zębów”, tutaj nie ma innej możliwości. Od samego początku, od pierwszej transakcji pracuje się z ludźmi, którzy są na etapie podejmowania jednej z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Nie ma się zbyt wiele czasu na bycie początkującym – kiedy klienci powierzają ci dorobek swojego życia. Trzeba się dużo uczyć i być na bieżąco, żeby ich nie zawieść.
– Co jest „modne” na rynku? Czego szukają młodzi klienci, młode małżeństwa?
– Absolutnie nie ma tutaj żadnej jednoznacznej tendencji. Chyba jedyną kwestią, którą trzeba brać pod uwagę przy młodszych klientach, jest mniejszy budżet. Ale to jest raczej rzecz oczywista przy osobach zaczynających dopiero karierę zawodową. Cała reszta jest tak różna, jak różni są ludzie. Powiedziałbym wręcz, że o ile u starszych osób te upodobania są coraz bardziej ujednolicone i powtarzalne, tak pomysły młodych ludzi na wymarzone mieszkanie potrafią zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych pośredników.
– Dziękuję za rozmowę.
Zbigniew JASINA
Fot. arch. rodzinne