Rozmowa z Lucjanem Bąbolewskim, dyrektorem Książnicy Pomorskiej w Szczecinie
– Czego najbardziej brakuje Książnicy w czasach covidowej zarazy?
– Tego, co było zawsze jej specyfiką i wartością – ludzi, którzy się tu spotykali, byli ze sobą, razem pracowali, obcowali nie tylko z książkami, ale także ze sztuką. I nie chodzi tu tylko o Festiwal Czytania, który od początku cieszył się wyjątkowo dużym zainteresowaniem i frekwencją, ale także o wystawy plastyczne, fotograficzne, spotkania z pisarzami, dziennikarzami, twórcami z różnych dziedzin.
– A także ludzi, którzy tu się poznali, a nawet pokochali…
– To prawda. Jedno z takich spotkań skończyło się nawet ślubem, który młoda para koniecznie chciała zawrzeć właśnie w Książnicy, bo tu właśnie się szczęśliwie poznała i to miejsce miało, a myślę że ciągle ma dla tych już małżonków duże znaczenie. Ten ślub, na który oczywiście wyraziliśmy zgodę, odbył się dwa lata temu w pracowni muzycznej, bo w niej się poznali.
– Teraz takie spotkania, poznania i bezpośredni kontakt między czytelnikami z racji obostrzeń jest wykluczony.
– Obowiązują nas sanitarne standardy, takie jak liczba osób na metr kwadratowy, maseczki, środki dezynfekcyjne, unikanie bezpośrednich kontaktów między naszymi pracownikami itd. Pracujemy trochę krócej, na zmiany, które wykluczają bliskie kontakty, a także zdalnie, przynajmniej dla części pracowników, którzy mogą pracować w domach, na przykład przy opracowywaniu zbiorów książek.
– Czy ograniczenia sanitarne powodują również ograniczenia w dostępie do waszych zbiorów?
– Czytelników korzystających z naszych zasobów jest, co zrozumiałe, trochę mniej, ale to nie znaczy, że mają ograniczony dostęp do książek. Dzięki wykupionym przez nas kodom dostępu do specjalnej aplikacji, co związane jest nie tylko z kosztami, ale także z respektowaniem praw autorskich – ograniczeń nie ma. Z tej formy dostępu korzystają przede wszystkim młodzi ludzie, dla których komputer jest podstawowym i jednocześnie wygodnym narzędziem pracy, bo można z niego korzystać zarówno w domu, na uczelni, w miejscu pracy, ale także w podróży. W każdej chwili mają oni dostęp do tysięcy książek, które są im potrzebne.
– A starsi czytelnicy? Jak to wygląda w ich przypadku?
– Więcej przebywają w swoich domach, ale gdy już korzystają z naszych zbiorów w Książnicy, to wypożyczają wyraźnie więcej książek. Zapewne chodzi o to, by starczyły na dłużej i też o to, by zmniejszyć ryzyko kontaktu z wirusem. Ale nie dotyczy to wszystkich starszych czytelników, bo część z nich także korzysta z darmowych, a wykupionych przez nas kodów dostępu do aplikacji.
– Reżim sanitarny oznacza dla Książnicy nie tylko pracę w specyficznych warunkach, związanych z obostrzeniami, ale także z kosztami. Wzrosły z tego powodu?
– Oczywiście! Wspominałem już o kodach, które sporo kosztują. A jest jeszcze wiele innych składników wpływających na wydatki. Kupujemy duże ilości rękawiczek, maseczek, środki dezynfekcyjne to też duże obciążenie, bo używamy ich nie tylko do osobistego użytku, ale także do dezynfekcji wszystkich pomieszczeń, czytelni, magazynów. W wielu przypadkach nawet kilka razy dziennie. Dezynfekujemy także komputery, na których w zależności od zmiany, pracują przecież inni ludzie. A musieliśmy zainwestować także w duże ilości przezroczystych płyt z pleksi, oddzielających naszych bibliotekarzy od bezpośredniego kontaktu z czytelnikami.
– A panu tego bezpośredniego kontaktu brakuje?
– Bardzo. Zawsze ceniłem sobie to, że Książnica Pomorska była nie tylko biblioteką, głównie naukową, ale także miejscem obcowania ludzi, wspólnej pracy, wymiany myśli, spotkań z twórcami. Teraz w tych trudnych czasach jest to niemożliwe. Ale trzeba mieć nadzieję, że jednak to wróci.
– I tego serdecznie zarówno panu, wszystkim pracownikom Książnicy, a także czytelnikom życzę.
Rozmawiał Marek OSAJDA