– Jesteś kelnerką w lokalu „Ptasi zaułek”. Jak trafiłaś do Niechorza?
– Pracę zaproponował mi syn właściciela, z którym razem studiuję zarządzanie na uniwersytecie w Poznaniu. W Charkowie ukończyłam licencjat, a w Polsce robię magisterkę. Został mi jeszcze rok.
– Łatwo było się dostać na studia w Poznaniu?
– Musiałam, podobnie jak inni obcokrajowcy, zdać test pisemny, a potem była rozmowa kwalifikacyjna. W Poznaniu studiuje około 70 osób z Ukrainy, jedna z nich przyjechała ze mną do pracy nad morze.
– Po ukończeniu studiów wracasz do domu, czy będziesz szukała pracy w Polsce?
– Jeśli znajdę pracę w Polsce, to na pewno zostanę. Wielu moich rodaków tak czyni, ale nie zawsze pracują, tam gdzie by chcieli i zgodnie z wykształceniem. Faktycznie pensje w Polsce są w porównaniu z naszymi większe i teraz mam okazję zarobić na czas nauki. Mieszkam w akademiku, co kosztuje tyle samo, co opłacenie stancji.
– Ciężko jest zdobyć pozwolenie na legalną pracę w Polsce? Nie ciągnie do Niemiec, gdzie Ukraińcy od niedawna mogą wjeżdżać bez wizy?
– Jako studentka mam kartę pobytu na jeden rok, która pozwala mi na podjęcie pracy bez dodatkowych zezwoleń. Do Niemiec możemy jechać tylko w celach turystycznych bez prawa pracy. Dodatkową barierą jest język. Znam tylko angielski, ale można przypuszczać, że część moich rodaków będzie pracowała tam bez zgody.
– Nie ciągnie do domu w czasie wakacji? Trochę daleko…
– Tak w linii prostej to przeszło 1200 km do Lwowa, gdzie teraz mieszkają rodzice. Niedawno byli u mnie w Niechorzu, więc było miło. Czasami do domu lecę samolotem, kiedy uda się kupić tańsze bilety. Dzięki internetowi mogę codziennie porozmawiać z mamą i tatą. Jak mam wolne, to staram się iść na plażę, chociaż dotąd pogoda była kiepska. Gdy pada, to także w lokalu jest mało gości, bo nie chcą wychodzić z ośrodków. Widać to najlepiej także na wieczorkach tanecznych – jak pada, to jest mało gości, a gdy jest ciepło, to lokal jest pełny.
– Czy klienci w lokalu dają odczuć jakąś niechęć, że obsługuje ich Ukrainka?
– Nie, ludzie są bardzo mili i jak słyszą mój wschodni akcent, to nie robią z tego problemu. Polacy przyzwyczaili się do Ukraińców w swoim kraju i traktują nas przyjaźnie. Nikt mi jeszcze nie powiedział, że chce, by ktoś inny go obsługiwał, a nie ja. Napiwki także dostaję.
– Czym się różni kuchnia polska od ukraińskiej?
– Mamy nieco inny barszcz, nieco inaczej robimy też gołąbki. Żurek mamy podobny w smaku, podobnie jak pierogi z mięsem czy z kapustą.
– Dziękuję za pogawędkę. ©℗
Gawędził i fotkę wykonał Mirosław Kwiatkowski