Pogawędka z Rafałem Hamulczukiem, który dwa miesiące temu został maszynistą wąskotorowym
– Jak zostać maszynistą Nadmorskiej Kolejki Wąskotorowej kursującej codziennie na trasie Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz?
– Ukończyłem studia ekonomiczne, ale były problemy z pracą. Koleżanka mojej siostry, Hanna Nowak, która jest od lat związana z kolejką, zapytała mnie, czy nie chcę pracować w kierowanej przez nią firmie. Od lat jestem z zamiłowania mechanikiem, mam także papiery spawacza, trochę się wahałem, ale przystałem na propozycję. Na początku pracowałem przy wymianie torów na trasie z Gryfic do Trzęsacza. Wymienialiśmy drewniane podkłady, a właściwie ich resztki, które spróchniały przez lata. Trafiłem do pracy wśród sympatycznych ludzi, którzy nie dawali odczuć, że są starsi i traktowali mnie jak kolegę. Mijały miesiące, chętnie chodziłem do pracy. Potem pracowałem w warsztacie, gdzie uczyłem się obsługi i napraw lokomotyw. Zdobyłem uprawnienia kierownika pociągu i pomocnika maszynisty.
– Pomocnikiem łatwo było zostać?
– Trzeba było praktykować jako trzeci w lokomotywie. Uczyłem się jak hamować, jak sprzęgać wagony i szkoliłem się na pomocnika pod okiem doświadczonych maszynistów Leszka Kuśnierewicza i Wiesława Kościelnego. Byli bardzo wymagający, ciągle mnie pouczali, co mnie czasami denerwowało, ale potem okazało się, że mieli rację i bardzo mi się to na egzaminie przydało. Jestem im za to wdzięczny.
– Papiery pomocnika pan zdobył i starał się o prawo do samodzielnego prowadzenia lokomotywy. Poszło pewnie jak z płatka.
– Zdanie egzaminu na maszynistę kolejki wąskotorowej nie jest takie proste w naszym kraju. W Szczecinie niby była komisja, ale jakoś nie chciała się tego podjąć. Potem okazało się, że w Polsce były komisje egzaminacyjne, ale jej członkowie poszli na emeryturę i nie chcieli już egzaminować. W końcu 13 maja tego roku zdawałem razem z dwoma kolegami Kacprem Hajdasem i Karolem Majorem egzamin w Piasecznie. Pojechała także z nami Dorota Rydzyńska, która zdawała egzamin na kierownika pociągu. Przez osiem godzin zdawaliśmy teorię i praktykę. Z teorią nie było problemów, wiele nauczyliśmy się od naszych nauczycieli jako ich pomocnicy. Na egzaminie praktycznym jechaliśmy mocniejszą wersją rumuńskiej lokomotywy LxD2, które są na wyposażeniu naszej kolejki. Trochę inaczej się tym jeździ, ale daliśmy sobie radę. Dołączono do niej cztery wagony i ruszyliśmy w trasę, której nie znaliśmy. Wokół pełno pieszych i spory ruch samochodowy. To trochę stresowało, ale dałem sobie radę. Wszyscy zdaliśmy. W czasie jazdy ktoś z komisji włączył hamulec awaryjny.
– Było przerażenie?
– Przez chwilę. Zasada w takim momencie jest taka, że trzeba spojrzeć do tyłu i zobaczyć, czy wagon się przypadkiem nie odczepił. Bo jeżeli tak by się stało, to nie można hamować, by uniknąć gwałtownego najechania wagonu na zatrzymany skład. Może to spowodować jego wykolejenie. Trzeba jechać wolniej i go delikatnie przyjąć. Zahamowałem zgodnie z zasadami.
– Jak wyglądała pierwsza samodzielna jazda na trasie z Gryfic, gdzie kolejka „parkuje”, do Pogorzelicy?
– Było to 28 czerwca. Jechałem z Kacprem, który jest fanatykiem wąskotorówek, ale jemu przypadła rola pomocnika maszynisty. Jest młodszy. To pomocnik sprawdza poziom oleju, czy nie ma przecieków i smaruje odpowiednie punkty. Potem następuje spinanie składu i w drogę. Otuchy dodawali nam starsi pracownicy. Nie było problemów i wszystko dobrze poszło.
– Ile ten „rumun” pali?
– Około sto litrów oleju napędowego na sto kilometrów. Dziennie przejeżdżamy 160 km, więc tankowanie odbywa się co dwa-trzy dni.
– Ile godzin dziennie pan pracuje?
– Wyjazd z Gryfic jest o 8.40. Jedziemy przez wiele małych miejscowości i jak są pasażerowie, to stajemy i ich zabieramy. Potem dojazd do Trzęsacza i zaczynamy wahadło do Pogorzelicy. Z Trzęsacza wyjeżdżamy do Gryfic o 18.20 i na miejscu jesteśmy o 19.40.
– Kiedy jest najwięcej pasażerów?
– Jak nie ma słońca i nie pada deszcz, to jest czasami nadkomplet. Niektórzy mają pretensje, że brakuje miejsc siedzących, których jest – przy pełnym 9-wagonowym składzie – 272. Jak bywałem kierownikiem pociągu, to odpowiadałem, by rozładować atmosferę, że na stojąco są ciekawsze widoki. Faktem jest, że przy komplecie pasażerów jeździmy nieco wolniej, gdyż wtedy droga hamowania jest dłuższa. Czasami mamy kilka minut spóźnienia, ale nie jest to pociąg przesiadkowy i nikt nie narzeka.
– Jacy są pasażerowie?
– Raczej mili i widać, że przyjechali na wakacje. Bardzo często robią sobie zdjęcia na tle lokomotywy, często z nami, czasami proszą, by wykonać fotkę w środku ciuchci. Nie ma problemu. Są tacy co proszą, by się przejechać w środku. Ostatnio miałem zabawną sytuację, gdy podszedł do mnie pan z dzieckiem i pokazał policyjną „blachę”, pytając, czy syn mógłby się z nami przejechać. Odparłem, że nawet bez blachy bym go zabrał, co też uczyniłem. Dziecko było szczęśliwe, a tatuś chyba jeszcze bardziej. Inne zdarzenie było bardziej dramatyczne, gdyż przybiegł do mnie, jako kierownika pociągu, 12-letni chłopiec, który stwierdził, że jego wujek wypadł z pociągu. Natychmiast skład zatrzymałem i zacząłem poszukiwania. Okazało się, że wujek był w ubikacji za potrzebą.
– Pociąg na swej trasie trzy razy przejeżdża przez drogi, na których szczególnie latem jest spory ruch. Jak zachowują się kierowcy?
– W Niechorzu przejeżdżamy przez ul. Trzebiatowską, gdzie jest znak stop, ale około 60 procent kierowców się do niego stosuje. Wielu przejeżdża nam przed nosem i niekiedy trzeba hamować, ale w miejscu nagle nie staniemy. Ba, ostatnio matka z wózkiem przebiegła przed pociągiem! Przydałby się tu patrol policji, by nauczyć ludzi przestrzegania przepisów i troski o własne zdrowie i życie. Także przejazd od Niechorza do Rewala przez drogę 102 jest niebezpieczny. Są tam znaki, ale mało kto ich przestrzega. Podobnie jak w Paprotnie, gdzie przejeżdżamy nową trasą, która jest szybka i mało kto patrzy, czy jedzie pociąg. A przecież kilka lat temu zginęła tam cała rodzina.
– Pociąg kursuje raz tyłem, raz przodem. Kiedy jest lepsza widoczność?
– Tyłem lepiej widać, gdyż lokomotywa jest krótsza, gdy mamy przed sobą jedynie zbiornik paliwa. Z przodu jest silnik, który jest znacznie dłuższy i gorzej widać. Ale często obserwujemy trasę z pomocnikiem, co pomaga.
– Dziękuję za pogawędkę. ©℗
Gawędził i fotkę wykonał Mirosław Kwiatkowski
Na zdjęciu: Rafał Hamulczuk (z prawej) w towarzystwie Karola Majora i Leszka Kuśnierewicza