Aramis przyjechał do Ueckermünde z Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku pod koniec lutego. Zdążył przed zamknięciem granicy. Czekała na niego Lula, niespokojna od czasu, gdy warszawiak Pazur ją opuścił, odchodząc na wieczną sawannę. Od tamtego dnia w zoo często było słychać żałosny ryk Luli. Ludzie mówili, że płacze.
Lula urodziła się w 2013 roku z zoo w Emden, w Dolnej Saksonii. W Ueckermünde mieszka czwarty rok. Aramis urodził się 7 października 2017 roku. Ma siostrę Casę i dwóch braci, Atosa i Portosa, jak on – muszkieterów. Z biogramu można wyczytać, że ich matka, Tschibinda, urodziła się w Nesles w północno-wschodniej Francji, a ojciec Arco – w Lizbonie. Tschibinda i Arco mieszkają w Gdańsku. Matka ojca, a babka Aramisa, miała na imię Nena i mieszkała w Lizbonie, a dziadek o imieniu Emiel – w Arnhem, w Holandii. Metryki mieszkańców zoo są bardzo szczegółowe.
– Aramis przyszedł na świat w dobrej gdańskiej rodzinie lwów – mówi Agata Furmann, szczecinianka, która od kilkunastu lat pracuje w Ueckermünde i odpowiada m.in. za kontakty z Polską. – Był najsilniejszy z rodzeństwa, z najpiękniejszą grzywą.
Aramis waży około 80 kilogramów. Czy osiągnie wagę swego ojca: 170 kilogramów? Na jego dzienne pożywienie składa się 5-6 kilogramów mięsa i kości. Najbardziej lubi wołowe, drobiowe i królicze. Na deser dostaje przysmaki – kurczaki i szczury.
Gdy przyjechał do Ueckermünde, przez cztery tygodnie żyli z Lulą w przymusowej separacji. Można powiedzieć, że lwy przechodziły kwarantannę adaptacyjną. Patrzyły na siebie przez kraty, przyzwyczajały się. Gdy w końcu zostały wpuszczone na jeden wybieg, Lula nie była zachwycona. Posykiwała na Aramisa, wymachiwała mu przed oczyma łapami, pokazywała miejsce w szeregu. Aramis znosił to cierpliwie, aż w końcu role zaczęły się zmieniać. I choć dziś lwy nadal utrzymują wobec siebie dystans, to Lula już wie, że panem ich wspólnego domu jest Aramis, młodszy od niej, zwinny, lubiący zabawy. Całe dnie spędzają razem. Nocami wciąż jednak są osobno. Ale i to się zmieni.
Epidemia koronawirusa spowodowała, że zoo w Ueckermünde, podobnie jak inne ogrody zoologiczne, jest zamknięte dla gości. Gdy ich nie ma i nie sprzedaje się biletów, o wiele mniej jest pieniędzy na pożywienie dla zwierząt i opiekę nad nimi. Pomagają przyjaciele ogrodu i patroni zwierząt. To jednak nie wystarcza.
Tydzień temu Związek Ogrodów Zoologicznych w Niemczech wystąpił do rządu federalnego z prośbą o natychmiastową pomoc. Dramatyczny list otrzymała kanclerz Angela Merkel. Napisano w nim, że 56 ogrodów, które należą do związku, opiekuje się ponad 180 tysiącami zwierząt kręgowych. Wiele z nich należy do gatunków, którym z powodu dotychczasowej działalności człowieka grozi wyginięcie. Ratunkiem dla wielu są ogrody zoologiczne i programy ratowania przyrody, a to znaczy także ratowania nas, ludzi, której – czego dowodzi wirus – jesteśmy częścią i bez której nas nie będzie. W zoo jest pomnik zwierząt, które wyginęły i którym grozi wyginięcie.
Gdy epidemia minie, Ogród Zoologiczny w Ueckermünde zostanie otwarty.
– Czekamy na przyjaciół ze Szczecina, Polic, innych regionów Polski. Będzie można poznać także Lulę i Aramisa – mówi Katrin Töpke, dyrektor zoo.
(b.t.)
PS Jesienią 2018 roku redakcje zachodniopomorskich gazetek szkolnych, uczestniczące w konkursie „Kuriera…” „Szkolny Pulitzer”, sadziły w zoo w Ueckermünde krokusy, przenosząc i tam szczecińską „Krokusową rewolucję”. W tym roku zakwitły pięknie.