Niedziela, 22 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Czułem się bardzo zintegrowany ze szczecinianami

Data publikacji: 29 sierpnia 2019 r. 12:52
Ostatnia aktualizacja: 23 marca 2022 r. 08:42
Czułem się bardzo zintegrowany  ze szczecinianami
archiwum Klausa Rannera  

– mówi Klaus Ranner, ostatni Konsul Generalny RFN w Szczecinie

– Musiał pan mieć bardzo dobrych nauczycieli języka polskiego. Mówi pan świetnie po polsku.

– Uczyły mnie nauczycielki, dwie Polki z Warszawy i jedna Niemka z Wrocławia. Potem było to tak zwane „Learning by Doing”, gdy pracowałem na mojej pierwszej placówce zagranicznej w Warszawie.

– Czy na placówkach w innych krajach język polski przydawał się panu? Czy przydaje się dzisiaj?

– Praktycznie na wszystkich moich placówkach zagranicznych spotykałem Polaków. Cieszyli się, gdy mogli rozmawiać z Niemcem w ich ojczystym języku. Wśród tych Polaków znalazł się były prezydent RP Lech Wałęsa. Dziwił się bardzo, gdy przedstawiciel Niemiec w Miami witał go w jego własnym języku. Mnie to również bawiło. Teraz, gdy jestem na emeryturze, kontakty z językiem polskim są raczej rzadkie, ale języka się nie zapomina.

– W Polsce pracował pan dwukrotnie: w latach 1982-86 był pan urzędnikiem Ambasady RFN w Warszawie, a w latach 1996-2000 – konsulem generalnym zjednoczonych Niemiec w Szczecinie. To były dwie różne Polski.

– „Żeby Polska była Polską” – tak kiedyś śpiewał polski piosenkarz albo lepiej: artysta kabaretowy. Oczywiście, ustrój polityczny podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce był zupełnie inny niż w czasie pobytu drugiego. Ale Polacy są Polakami. W ciągu dziesięciu lat, które dzieliły moje dwa pobyty w Polsce, mnóstwo problemów w stosunkach polsko-niemieckich zostało rozwiązanych. Intensywna współpraca rozwijała się na polach gospodarki i kultury, ale nie tylko. Możliwe to było dlatego, że obie strony były tym bardzo zainteresowane i że po obu stronach czynili to rozsądni politycy. Do tego było niezbędne porozumienie na wysokim szczeblu politycznym i przynajmniej takie samo zaangażowanie obywateli obu stron.

– Jakie sprawy leżały w kompetencjach Konsulatu Generalnego RFN w Szczecinie? Ilu miał pracowników?

– Każdy konsulat generalny i również ten ówczesny niemiecki w Szczecinie to sklep wielobranżowy. Wystawialiśmy wizy niezbędne wówczas do podjęcia pracy w Niemczech, dokumentowaliśmy akty administracyjne, opiekowaliśmy się niemieckimi więźniami, którzy byli w polskich zakładach karnych, w razie pilnej potrzeby umożliwialiśmy Niemcom dojazd przynajmniej do granicy. Robiliśmy mniej więcej to, co robią profesjonalne konsulaty na całym świecie. Specyficzne w Szczecinie było wspieranie współpracy miast i gmin w ramach Euroregionu Pomerania, współpracy gospodarczej między przedsiębiorstwami, związkami i izbami przedsiębiorców, pomoc w nawiązywaniu kontaktów kulturalnych, opieka nad mniejszością niemieckojęzyczną. Konsulat był blisko granicy, więc prowadzić to wszystko było prawdopodobnie łatwiej, niż gdyby był gdzie indziej. Łatwiej mogły powstawać kontakty między ludźmi. O ile pamiętam, w konsulacie pracowało ośmioro koleżanek i kolegów, delegowanych przez niemiecki MSZ i tyle samo ze Szczecina.

– Przed willą, w której mieścił się konsulat, stoi do dziś daszek nad chodnikiem, prowadzącym do wejścia. Czy Pan go wymyślił?

– Daszek, który wygląda trochę jak przystanek autobusowy, wymyśliliśmy wspólnie – wszyscy pracownicy konsulatu. Chcieliśmy, żeby interesanci, którzy czekali na swoją kolej, a kolejki bywały długie, nie mokli w deszczu.

– Jakie były relacje konsula generalnego z przedstawicielami polskich władz lokalnych i regionalnych?

– Stosunki między przedstawicielami placówek i urzędów oficjalnych są mocno uzależnione od ich predyspozycji indywidualnych, tym bardziej jeśli reprezentują różne kraje. Ze znakomitą większością partnerów kontaktowych relacje konsulatu były wspaniałe. Pozwoli pan, że nie będę wymieniał bardzo małej liczby osób, z którymi tak nie było.

– Jakie sprawy, w których wówczas uczestniczył konsulat, były dla ana najważniejsze: otwieranie nowych przejść granicznych, rozwój kontaktów transgranicznych, utworzenie Polsko-Niemieckiego Gimnazjum w Löcknitz, Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, upamiętnienie synagogi w Szczecinie?

– Dla mnie zawsze najważniejsze było to, że ludzie z obu stron granicy spotykają się, rozmawiają, wspólnie coś robią i – jeśli trzeba – rozwiązują problemy, uwzględniając interesy każdego. To dotyczy wszystkich dziedzin współpracy. Liceum Polsko-Niemieckie w Łęknicy (Löcknitz) zostało utworzone na długo przed moim przyjazdem do Szczecina, lecz rzeczywiście – uroczystość na Zamku Książąt Pomorskich z okazji pierwszej wspólnej matury polskich i niemieckich absolwentów bardzo leżała mi na sercu. Co dotyczy Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód: konsulat mógł trochę pomóc w tym, żeby zagraniczni żołnierze znaleźli w Szczecinie odpowiednie mieszkania i szkoły dla dzieci. Wmurowanie tablicy upamiętniającej synagogę, zniszczoną w 1938 r. przez nazistów, było moją osobistą inicjatywą. Dość trudno było otrzymać na nią zezwolenie ówczesnych władz miasta i nie jestem pewien, czy tablica nadal jest na swoim miejscu. Mam nadzieję, że tak.

– Pracował pan w wielu krajach i metropoliach. Jakie miejsce w pańskich doświadczeniach zawodowych zajmuje Szczecin? Czy dla pana, jako dyplomaty, było to doświadczenie ważne czy epizod?

– Nawet jeśli jedna czy druga z moich placówek zagranicznych na pierwszy rzut oka wydaje się bardziej spektakularna niż Szczecin, to jednak prawdopodobnie w Szczecinie byłem najbardziej zintegrowany z mieszkańcami miasta. Przypomnę, że my, Niemcy, prowadziliśmy ostatni zawodowy konsulat w Szczecinie. Przed jego zamknięciem niektórzy szczecinianie, w tym także osoby oficjalne mówiły o mnie zupełnie niesłusznie: „nasz konsul”. Rada Miasta przyznała mi Medal za Zasługi dla Miasta Szczecina, z którego jestem bardzo dumny. Nic takiego nie zdarzyło mi się na żadnej innej z moich ośmiu placówek zagranicznych.

– Co z lat szczecińskich najmocniej utkwiło panu w pamięci: miasto, ludzie, atmosfera?

– Kiedy się żyje i pracuje przez trzy i pół roku w jakimś mieście, człowiek widzi i słyszy wiele i wiele się uczy. Dawniej nieraz słyszałem, że w Szczecinie „kamienie mówią po niemiecku”. Ale po pierwsze: kamienie rzadko mówią, a po drugie – szczecinianie mówią po polsku i są bardzo świadomi różnorakiej historii swego miasta. Miasto i jego atmosferę tworzą mieszkańcy. Patrząc z tego punktu widzenia, szczecinianie dali mi mnóstwo wiedzy i doświadczeń na dalszą drogę.

– Czy Szczecin, Pomorze Zachodnie i pogranicze są dzisiaj pana zdaniem ważne i inspirujące w stosunkach polsko-niemieckich?

– Jak wiadomo Pomorze nie kończy się na zachodnich przedmieściach Szczecina, mimo że województwo nazywa się Zachodniopomorskie. Szczecinianie wiedzą o tym dobrze, a niektórzy z nich mieszkają po niemieckiej stronie granicy. Gdy Polacy i Niemcy praktykują sąsiedztwo nie tylko przez granicę, nawet jeśli jest ona tak jak teraz zupełnie otwarta, lecz gdy sąsiadują bezpośrednio, drzwi w drzwi i płot w płot, uprzedzenia się zmniejszają, tworzą się przyjaźnie, o czym i jedni, i drudzy opowiadają rodakom. Jako przykłady można podać Frankfurt nad Odrą/Słubice, Guben/Gubin, Görlitz/Zgorzelec; tam najlepiej widać, jak ważne dla wzajemnego zrozumienia jest bezpośrednie pogranicze. Jednak Szczecin jest o wiele większy od wspomnianych miast i choćby dlatego razem ze swym polskim i niemieckim otoczeniem ma o wiele większe znaczenie.

– Jak ocenia pan dzisiejsze stosunki polsko-niemieckie? Jak widzi pan ich przyszłość? Jaki mają wpływ na polityczny klimat w Europie?

– Niemcy są największym partnerem handlowym Polski zarówno w eksporcie, jak i imporcie, zdecydowanie wyprzedzając inne państwa. Dotyczy to też bezpośrednich inwestycji zagranicznych: Niemcy, z inwestycjami o wartości powyżej 35 miliardów euro, odgrywają w Polsce ważną rolę. Również na polsko-niemieckim pograniczu w pobliżu Szczecina, po obu stronach granicy, wciąż otwierają się znaczne możliwości współpracy przede wszystkim dla małych i średnich przedsiębiorstw.

Stosunki polsko-niemieckie są osadzone w całości we wspólnym członkostwie w Unii Europejskiej. W tych ramach obie strony powinny możliwie wspólnie angażować się w te wartości, które są u podstaw Unii Europejskiej, a których nie trzeba tu po kolei wymieniać. Gdy sąsiedzi dobrze się rozumieją, wzajemnie respektują i wspólnie działają, dają dobry przykład innym.

– Był pan ostatnim konsulem generalnym Niemiec w Szczecinie, 19 lat temu konsulat został zamknięty. Czy nie mógł pracować nadal? Czy wypełnił swoją misję?

– Przywiązuję dużą wagę do faktu, że nie ja zamknąłem Konsulat Generalny w Szczecinie – była to decyzja Berlina. Dziś, gdy Polska należy do Unii Europejskiej i granice są otwarte, zawodowy konsulat Niemiec w Szczecinie na pewno nie jest potrzebny. Ale wówczas, w 1999 roku, może było trochę za wcześnie na jego zamykanie. Po obu stronach granicy głośne były wtedy opinie także prominentnych osób, że nie jest to dobra decyzja. Jednak ciąg dalszy wydarzeń pokazał, że zamknięcie konsulatu nie zaszkodziło rozwojowi stosunków polsko-niemieckich. Wierzę, że moi poprzednicy, ja i nasze ekipy w ciągu ponad dziewięciu lat działalności konsulatu wyrobiły mu autorytet i pewną renomę w polityce, gospodarce, kulturze, także w wojsku. Jeśli to znajdzie miejsce w annałach Szczecina, będę bardzo się cieszył.

– Konsulat Generalny RFN znajdował się praktycznie przy tej samej ulicy, przy której do września ’39 działał Konsulat Generalny RP. Obie wille dzieli kilkaset metrów i wielki rów historii. Rok 2019 jest w Niemczech i Polsce rokiem ważnych historycznych rocznic. Czy w obu państwach można w taki sposób rozliczać się z przeszłością, by wzmacniało to w społeczeństwach przekonanie, że tylko wspólnie możemy zmierzyć się z wyzwaniami, jakie stawia przyszłość?

– Polacy z historii dobrze wiedzą, co to znaczy być otoczonymi przez samych przeciwników, więc mają możliwość porównania historycznej przeszłości z obecną sytuacją. Rocznice są zawsze m.in. przyczyną, aby dokładnie i rzetelnie rozmyślać nad tym, co się stało, co teraz już jest lepsze niż wówczas i co może albo musi być jeszcze lepsze w przyszłości. Oczywiście odpowiednie działania z wyciągniętych z tych zastanowień wniosków muszą nastąpić. To tylko jest możliwe wspólnie, każdy jeden sam dla siebie tego nie potrafi. To odnosi się do dyskusji w danym kraju i tak samo w stosunkach pomiędzy różnymi krajami. Dobrym przykładem dla pozytywnego takiego rozwoju są stosunki między Francją a Niemcami.

– Czy po likwidacji konsulatu przyjeżdżał pan do Szczecina?

– Trzy albo cztery razy, ostatnio już parę ładnych lat temu. Byłby więc już czas na kolejną wizytę.

– Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Szczecinie.

Rozmawiał Bogdan TWARDOCHLEB

• Klaus Ranner (ur. 1952, Augsburg), prawnik, dyplomata. Pracował w ministerstwie spraw zagranicznych RFN w Bonn i Berlinie, m.in. w referatach Europy Środkowej i Wschodniej, Polityk Wewnętrznych UE, Wspierania Gospodarczego za Granicą (był jego kierownikiem), w ambasadach RFN w Warszawie (1982-1986), Buenos Aires (1986-1988) i Teheranie (1991-1993). Był Konsulem Generalnym RFN w Szczecinie (1996-1999), Mumbai (Bombaju) (2000-2003), Miami (2007-2010), Dubaju (2010-2014) i w Lyonie (2014-2017). Obecnie na emeryturze.
REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA