Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Z pamiętnika rowerowego neofity

Data publikacji: 23 września 2016 r. 09:48
Ostatnia aktualizacja: 27 lutego 2020 r. 18:15
Z pamiętnika rowerowego neofity
 

Coming outy są w modzie, więc czas na mój… Jestem rowerowym neofitą. I to takim najgorszym. To przez takich jak ja budują te wredne ścieżki rowerowe, bo wraz z rosnącą grupą szczecinian jestem przekonany, że jednoślad napędzany siłą mięśni jest całkiem niezłym środkiem komunikacji, a nie tylko rekreacyjną zabawką.

Dlaczego dwa, a nie cztery

W moim wypadku dochodzenie do „bycia rowerzystą” trwało latami. Kiedyś nie wyobrażałem sobie jak można do pracy nie przyjechać samochodem. Oprócz wielu czynników pomógł mi rower miejski. To, mówmy szczerze, niezbyt wyrafinowane urządzenie okazało się niezwykle wygodnym sposobem przemieszczania się po mieście. I tu ważna uwaga: nie wiem jakim cudem, ale w porównaniu np. z Poznaniem szczeciński rower miejski ma bardzo sensownie zaprojektowaną sieć stacji. Dzięki temu rzeczywiście służy komunikacji w dni robocze. Ciągi od dworca po urząd miejski załatwiają większość obszarów w śródmieściu. Dalej jest gorzej, ale z biegiem lat zapewne i tam się poprawi.

Dlaczego zdecydowałem się na rower miejski? Bo Szczecin nie jest tak zakorkowany, jak inne duże miasta. Wystarczy odwiedzić wspominany już Poznań albo Kraków, by przekonać się, co to znaczy w istocie korek. Jednak nasza metropolia jak każda ma kłopot z liczbą miejsc parkingowych. O wiele więc łatwiej jest dojechać na miejsce rowerem i przypiąć go do stacji niż krążyć i szukać wolnego miejsca.

Cały sezon na rowerze miejskim udowodnił mi kilka rzeczy. Po pierwsze, że to wygodne. Po drugie, że można jeździć w garniturze, marynarce i pod krawatem. Jasne, że nie w rzęsistym deszczu, ale jak tylko kropi, to da się przeżyć w płaszczu. Po trzecie, że chcę więcej.

Rowerowe fakty i mity

Fakt: jazda na rowerze służy zdrowiu. Duńczycy, którzy chyba najbardziej serio podchodzą do przesiadki z samochodów na rowery, od lat prowadzą szeroko zakrojone badania dotyczące związków stylu życia na stan zdrowia. Na poparcie truizmu „ruch to zdrowie” mają konkretne liczby. Na przykład w wypadku Gladsaxe, gminy położonej pod Kopenhagą, konsekwentne inwestycje w uspokojenie ruchu ulicznego i rozwój infrastruktury rowerowej przyniosły realne oszczędności w nakładach na usługi medyczne. Dokładnie licząc, od 1984 roku 24 miliony euro wydane na przebudowę i reorganizację systemu komunikacyjnego dały 66 milionów euro mniej wydanych na opiekę medyczną.

W Polsce takich badań (jeszcze) się nie prowadzi. Każdy może jednak sprawdzić, jakie efekty daje niemal codzienna jazda na rowerze do pracy 5-6 kilometrów w jedną stronę. Kondycja rośnie, samopoczucie też, a brzuch sam znika.

Mit: Nie jeżdżę do pracy, bo to daleko, długo i męcząco. Patrząc na mapę Szczecina łatwo zobaczyć, że pojęcie daleko jest bardzo względne. Ja jeżdżę do centrum z Dąbia. Każdego niemal dnia 20 kilometrów tam i z powrotem. To niemało, ale nawet z przeciętną kondycją da się zrobić. Zwłaszcza że tydzień po tygodniu będzie ona rosła. Długo? Niekoniecznie. Przepisowa jazda z prawobrzeża plus korki na wjeździe do centrum potrafią zająć nawet 20 minut. Jazda rowerem to około 10-15 minut więcej. Czyli bez przesady.

Fakt: Rower nie jest dla każdego. Daleko mi do rowerowego terrorysty. Są takie zawody, zajęcia i odległości, które powodują, że dojazd do pracy na jednośladzie będzie niemożliwy. Można też zwyczajnie nie lubić siodełka i rowerowej kierownicy. Na taką fobię trudno coś wymyślić.

Mit: Nie jeżdżę, bo się spocę. Poza nielicznymi medycznymi wypadkami ta kłopotliwa kwestia to przede wszystkim kwestia tempa, jakim się jedzie. Gdy chcemy za wszelką cenę bić rekordy trasy, nie ma rady, będziemy mokrzy. Ale jeśli naszą ambicją jest przede wszystkim przyjechanie suchym, da się to zrobić, jadąc wolniej. Na krótkich trasach nawet w pełnym garniturze nie zgrzałem się bardziej niż idąc pieszo. Na dłuższych można kombinować z koszulami na zmianę, zdjęciem marynarki albo marzyć o takiej pracodawczyni jak Hillary Clinton, która obejmując stanowisko szefa Departamentu Stanu, nakazała w całym budynku wybudować prysznice, by pracownicy mogli swobodnie dojeżdżać do pracy rowerami.

Artur RATUSZYŃSKI

Więcej w magazynowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 23.09.2016 r.

Fot. Dariusz GORAJSKI

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Ciekawe ile za promocję zapłaciła Gmina Miasto Szczecin?
2016-09-26 08:20:41
Miało być zabawnie, a wyszło jak zwykle. Szczecin nie jest tak zakorkowany, jak inne duże miasta, więc należy się zdecydować na rower miejski. Trochę to przewrotne, bo skoro Szczecin nie jest zakorkowany, to można śmiało jeździć samochodem - ale gdyby Szczecin był zakorkowany, to trzeba by było korzystać z jednośladu. Ogólnie, świetny artykuł promocyjny Miasta Szczecin. Pewnie wiele ludzie porzuci dziś swoje samochody i wsiądzie na rower, koniecznie miejski.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA