Zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że zmiana czasu przynosi rozliczne korzyści, inni wręcz przeciwne. I jedni, i drudzy „przebijają się” argumentami, ale przynajmniej na razie nie przynosi to żadnych… zmian. Bo zgodnie z unijną dyrektywą, którą realizujemy, tak jak zdecydowana większość państw Europy, nic się w sprawie zmian czasu nie zmieni. To jest informacja, która zmartwi śpiochów, bo będą spali krócej o godzinę w nocy z najbliżej soboty na niedzielę.
Ci, którzy akceptują wspomnianą dyrektywę, podkreślają, że pomaga nam ona w możliwie optymalnym wykorzystaniu światła dziennego, co związane jest także z naszą aktywnością. Na ten fakt jako pierwszy, przynajmniej w dostępnych źródłach, wskazał Benjamin Franklin, filozof i polityk, który był jednym z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Ale największą rolę w decyzji o zmianie czasu na letni i zimowy odegrała bez wątpienia ekonomia. Koronnym argumentem „na tak” była oszczędność energii i efektywniejsze wykorzystanie światła dziennego. Zwracano także uwagę na bezpieczeństwo, w tym drogowe, bo „w nocy gorzej widać”.
W Polsce zmianie czasu oficjalnie sprzeciwia się Fundacja Republikańska oraz Stowarzyszenie KoLiber, które apelowało w ubiegłym roku do premier Beaty Szydło, by nie podpisywała rozporządzenia, które utrzymuje w mocy unijną dyrektywę do 2021 roku. Pani premier podpisała. Warto jednak w tym miejscu zatrzymać się przy argumentacji „na nie”. Jednym z argumentów jest to, że przesunięcie wskazówek zegara nie ma znaczącego wpływu na „zagadnienia energetyczne”, a wśród negatywnych skutków wymienia się także takie niedogodności, jak: zmiana rozkładów firm transportowych, zamknięcie na noc systemów internetowych banków oraz innych instytucji, a także niekorzystny wpływ na zachowanie inwestorów giełdowych. Po każdej zmianie czasu spada też podobno wydajność pracowników, co skutkuje większą liczbą zwolnień. A są jeszcze argumenty zdrowotne. Otóż zmiany (wiosna) zakłócają nasz wewnętrzny zegar biologiczny, zwiększając np. ryzyko zawału serca. Z drugiej strony, cofnięcie zegara jesienią to ryzyko… zmniejsza w podobnej skali.
Rozróżnienie na czas zimowy i letni stosuje się w 70 krajach na całym świecie, w tym we wszystkich krajach europejskich poza Islandią, Białorusią i Rosją. W Polsce pierwsza zmiana czasu została wprowadzona w okresie międzywojennym, następnie w latach 1946-1949, 1957-1964. Od 1977 roku przesuwanie zegara o godzinę wiosną i jesienią stosuje się już nieprzerwanie.
Bez względu na różne argumenty trzeba jednak podkreślić, że te zmiany z pewnością mają wpływ na nasze życie, ale nie mają już żadnego na otaczającą nas naturę. Przyroda ma swój własny zegar, który porusza się w niezmiennym od zawsze rytmie. I nikt, ani nic nie jest w stanie tego zegara przestawić.
(mos)
Fot. Ryszard Pakieser (arch.)