Ponad 1200 maseczek przez dwa tygodnie uszyła grupa stołczynianek na potrzeby mieszkańców tej dzielnicy. W akcję angażuje się lokalna społeczność - jedni przekazują materiały, inni nici, jeszcze inni pożyczają swoje maszyny. Korzystają wszyscy.
- Zadzwoniła do mnie Anna Kmera, moja koleżanka z podstawówki, która jest złotą rączką: szyje, renowuje meble - opowiada Paulina Romanowicz, jedna z realizatorek tej akcji. - Zacżęła szyć maseczki dla rodziny, sąsiadów, znajomych. I zaproponowała, żebyśmy spróbowały dotrzeć do tych mieszkańców Stołczyna, którzy by chcieli takie maseczki dostać. A ponieważ ja też szyje, zapytałam mamę, która jest krawcową, czy nie chciałaby nam pomóc. Tak się zaczęło. Z dnia na dzień ekipa rosła. Kiedy stworzyłyśmy na Facebooku grupę "Maseczki dla Stołczyna", okazało się, że szyjących pań jest więcej.
Teraz jest ich w tej akcji, poza inicjatorkami, osiem: Sabina, Ewa, Iwona, Grażyna, Irena, Gosia, Alina i Wiesia. Trzy to zawodowe krawcowe. Każda szyje tyle, ile może. Materiały przynoszą mieszkańcy i zostawiają w Wartowni przy ul. nad Odrą.
Maseczki są bawełniane, w większości z kieszonką na filtr. Paulina Romanowicz przygotowała instrukcję, jakie trzeba spełnić warunki, żeby ich noszenie miało sens.
- Taką ulotkę dołączamy do każdej maseczki - że trzeba ją prać, dezynfekować, w jaki sposób ściągać - mówi. - Ulotki drukuje pani, która zaoferowała taką pomoc. Kolega, którego mama mieszka na Stołczynie, kupił nam woreczki strunowe. Bo te maseczki to nie tylko nasza praca. Temat zaktywizował mieszkańców, pomagają jak mogą. Choćby przynosząc materiały czy pożyczając nam maszyny, bo nasze domowe już tych ilości nie wytrzymują.
Przez dwa tygodnie uszyły ponad 1200 maseczek. Ostatnią partię wolontariusze dostarczyli do skrzynek pocztowych, seniorom rozdaje je listonosz. Panie przekazały też maseczki do szpitala na Golęcinie. Wszystko za dramo.
Szyją dalej. Chodzi o - jak mówią - wspólnotowe poczucie odpowiedzialności. Rozdając maseczki wśród mieszkańców dzielnicy chcą, by wszyscy czuli się bezpieczniej. Także one same.
Anna Gniazdowska
Fot. Facebook