Mechanicy samochodowi ze szczecińskiego Dąbia, Krzysztof Litwińczuk i Bernard Piwko, przez ostatnich dwanaście dni, po pracy, na podwórku konstruowali śluzę dezynfekującą. We wtorek przekazali ją nieodpłatnie ratownikom medycznym pogotowia ratunkowego.
- Zaoszczędzi nam stresu i zmniejszy ryzyko zakażenia – przyznaje ratownik Krzysztof Radek, który po przebraniu się w kombinezon ratowniczy sprawdzał skuteczność śluzy ustawionej już na terenie Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie. - Cieszy nas każda pomoc.
Panowie Krzysztof i Bernard już od jakiegoś czasu zastanawiali się, jak pomóc szpitalom i ratownikom.
- Poza tym, po ostatniej fali hejtu w internecie, chcieliśmy pokazać, że jesteśmy im wdzięczni za poświęcenie. Pomyśleliśmy więc, że możemy zbudować śluzę.
Najpierw zrobili projekt a potem, przez dwanaście dni, budowali. Na koniec skontaktowali się z Zachodnią Grupą Medyczną i poprzez nią przekazali swoje dzieło szczecińskiemu pogotowiu.
- Mamy w planie zbudowanie kolejnej śluzy dla szpitala wojewódzkiego przy ul. Arkońskiej. Będzie ładniejsza, z obudową – zapewniają konstruktorzy.
Śluza przekazana we wtorek pogotowiu jest lekka i łatwo ją przenosić z miejsca na miejsce. Jak zapewniają jej twórcy, może działać wszędzie. Jej przepustowość ocenia się na około 60 osób na godzinę. Koszt materiałów i wykonania 6,5 tys. zł. Śluza ma dużą skuteczność. Mgła płynów odkażających rozpylana jest ze wszystkich stron, z góry i z dołu. W ten sposób dezynfekuje całą postać od stóp do głowy. To sprawia, że przechodzący przez nią ratownik może się czuć bezpiecznie. Jest dokładnie oczyszczony. Uruchamiany przez fotokomórkę oprysk trwa 4 sekundy.
- Teraz zbieramy pieniądze od darczyńców, by podobne śluzy stanęły we wszystkich szpitalach naszego regionu – przyznaje neurochirurg Marek Lickendorf reprezentujący Zachodnią Grupę Medyczną, zajmującą się w Szczecinie koordynacją pomocy społecznej dla szpitali w okresie epidemii koronawirusa.
Jak nam zapowiedział dr Lickendorf, Zachodnia Grupa Medyczna przekaże szpitalom jeszcze jeden dar - 350 masek ochronnych. Są przerobione z masek przemysłowych, sportowych (do pływania) i wojskowych.
- Czekamy na odzew. Może jeszcze ktoś ma w domu takie maski. Jeśli zechce się nimi podzielić, to niech się z nami skontaktuje – namawia Marek Lickendorf. - My te maski zaadaptujemy do potrzeb medycznych, montując filtry przeciwbakteryjne i antywirusowe. Będą służyć ratownikom.
- To rewelacja – chwali podarowane ratownikom maski Krzysztof Radek, który we wtorek sprawdzał ich jakość. Zapewnia, że nie zaparowują, mają dobre pole widzenia i nie trzeba wkładać dodatkowych okularów.
Po prezentacjach związanych z przekazywaniem śluzy i masek zgodził się na krótką rozmowę. Opowiadał o pracy w okresie pandemii.
- Jest dużo ciężej niż normalnie - zauważa. - Cały czas trzeba być w specjalnym, jednoczęściowym kombinezonie. To udręka. Pot zalewa oczy, nie można załatwić potrzeb fizjologicznych, napić się czegoś czy zjeść. A wejście w nim na wyższe piętra, to ciężka praca fizyczna.Zapytaliśmy go o akcję „Nie kłam ratownika”. Niestety, jak twierdzi, trafiła w próżnię.
- Wciąż wchodzimy do mieszkania i nie wiemy, czy osoby w nim przebywające są zakażone i izolowane w kwarantannie. Niestety tak się zdarza często. Na jednym dyżurze mamy kilka takich przypadków.
Leszek Wójcik
Fot. Ryszard Pakieser