Najpierw trzeba pokonać pięćdziesiąt pięć kamienicznych schodów, potem ominąć płytę chodnikową, którą ktoś położył tuż pod bramą i centralnie przycisnął kamieniem. I jeszcze dwie dziury między kostką brukową. Potem można iść dalej - do sklepu. Najbliższa jest Żabka. Dwa stopnie w górę na wejściu, potem trzy schody i w prawo - kolejne cztery. Po chleb z ziarnami trzeba się pochylić aż do podłogi. I zaszurać do kolejki, przeważnie za rosłymi mężczyznami, bo obok duża budowa. To stanie nie jest jednak najgorsze, od bólu nóg trudniej bowiem znieść słowa…
- Nie dość, że kulawa, to jeszcze ślepa! Tam jest koniec kolejki - mówi do Małgorzaty w sklepie kobieta w podobnym do niej wieku. Ona zdrowa, Małgosia niesprawna, z laską.
- Co ja wróżka jestem, że mam pani podjazd wyciągać? - zwraca się do pani Ani na wózku inwalidzkim kierowca autobusu, choć przez szybę widzi, kto oczekuje na przystanku.
Nie ma chyba takiego niepełnosprawnego człowieka, który nie doświadczył kpin, wyzwisk, niezrozumienia, braku życzliwości. Nie mówią głośno, co ich spotyka, bo i tak
...