Rozmowa z Jerzym Jasickim, rybakiem z zawodu i zamiłowania
- Lubi pan łowić ryby?
- Zawsze lubiłem, od małego. Gdy byłem małym chłopakiem uwielbiałem obserwować je w strumykach i rzekach. Woda była wtedy czysta, nie raz i nie dwa zdarzało mi się ją pić i nie groziło to żadnymi zdrowotnymi problemami. Patrzyłem na pływające i stojące w wodzie ryby, rozróżniałem ich gatunki i szybko, już w szkole podstawowej zacząłem łowić, nawet rękoma…
- Rękoma? Nie przesadza pan?
- Gdy szliśmy do szkoły przez moją rodzinną miejscowość, to rzucaliśmy specjalnie kamienie do wody i patrzyliśmy, gdzie się chowają ryby. Gdy wracaliśmy, to wchodziłem do wody i wyciągałem je z kryjówek. Potrafiłem przynieść do domu nawet dwa, trzy pstrągi. Mama była bardzo zadowolona, bo miała obiad z głowy, a to były wtedy, co tu kryć, biedne powojenne czasy. Teraz o obserwowaniu ryb, a tym bardziej o piciu wody z rzeki czy strumienia nie ma mowy.
- Został pan jednak zawodowym, wykształconym rybakiem.
- Tak, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i temu, że moja mama czytała gazety, w tym popularną
...