Wiosna. W końcu wiosna! Powinnam się cieszyć widokiem kwiatków i pierwszych listków na drzewach a jestem wściekła. Nie na szefa w pracy, ani na męża. Wściekła jestem ogólnie. Historyczno-geopolitycznie. Takie górnolotne „bęc!" psychiczno-moralne. I to po wypoczynkowej podróży nad morze. Do Normandii. Nad Kanał La Manche.
A przecież pogoda była świetna. Słoneczko. Bezwietrznie. Ciepło jak na tę porę roku. Poza tym ja uwielbiam morze poza sezonem. Ma wtedy inny kolor, inny zapach. No i wiadomo, innych ludzi na plaży. Z hasającymi psami upojonymi wolnością bez smyczy.
Mało modny kurort, w którym się zatrzymałam, jest zarazem portem rybackim. Niewielkim. Ale za to jakie owoce morza tam można kupić! I zjeść! Przegrzebki na kilogramy. Zajodowane na maksa ostrygi. Rybki tylko co złowione. Prawie żywe. Nawet mewy-złodziejki dają się nabrać, podkradając je zawzięcie ze straganów zaopatrywanych przez lokalne kutry.
Wszystko super. Dlaczego więc się wściekam?
Zacznijmy od tego, że lubię historię
Zbliża się 80. rocznica lądowania wojsk alianckich na francuskich plażach w
...