O Szymonie Lubińskim głośno się zrobiło, gdy zaczął rozkręcać błyskotliwą karierę prawniczą, a jeszcze głośniej, gdy z tego szczytu spadał - jak się dziś okazuje - niesłusznie oskarżony. Po latach medialnego niebytu wrócił na łamy gazet jako... sportowiec z sukcesami. Rozmawiamy z Szymonem Lubińskim o karierze, sporcie i życiu, które pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze.
- Zacznijmy z wysokiego „C". Można powiedzieć, że u Pana to tak trochę „z nieba do piekła i z powrotem"?
- (śmiech) Cóż rzeczywiście… można by takiego porównania użyć.
- Sport zawsze był w Pana życiu, czy to jakaś późna młodość te starty teraz, bo przecież na karku już 45 lat?
- Jeżeli chodzi o ten sport, to on zawsze był w moim życiu bardzo taki ważny. Za młodu, takiego bardzo wczesnego dzieciństwa, bardzo chciałem być piłkarzem, nawet trenowałem trochę w Arkonii, trochę w Pogoni, ale fakt, to nie szło mi za dobrze. To jednak trzeba mieć talent do tej piłki i ten tryb, tej techniki człowiek nie jest w stanie się nauczyć.
- To jak do życia wjechał ten rower, z którym dziś Pana kojarzymy?
- Zimą, jak
...