Pamiętają tę imprezę już tylko najstarsi szczecinianie. A przecież w czasach, gdy ją stworzono, była prawdziwym wydarzeniem artystycznym dla miasta, traktowanego wtedy w Polsce jak kulturalna prowincja. Jednen z pomysłów, by zmienić ów stan rzeczy, zrodził się z pewnego, owocującego już wówczas mitu - szczecińskiej legendy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Szczecinianinem był on wprawdzie - i realnie - stosunkowo krótko (okresowo, w latach 1948-1949), ale jego pobyt w mieście nad Odrą, zapisany w wierszach, które przez późniejsze dekady słychać było na akademiach, 1-majowych pochodach i poetyckich wieczorkach, utrwalił się właśnie w formie twórczego podglebia dla szczecińskiej poezji, a i literatury w ogóle. Ile było w tym autentycznego przekonania, że to dziedzictwo prawdziwe, a ile tęsknoty za spadkiem duchowym, który można z pożytkiem dla miasta wykorzystać?
Nie wiem, ale jedną z prób takiego wykorzystania warto przypomnieć.
Oto prawie dokładnie 60 lat temu, bo u progu lata w 1964 roku, odbył się w Szczecinie I Festiwal Poezji im. Konstantego Ildefonsa
...