Z profesorem Antonim DUDKIEM, autorem książki „O dwóch takich, co podzieliły Polskę", rozmawia Alan SASINOWSKI
- Jednym z głównych tematów pana książki jest wojna polsko-polska, którą nakręcają obie największe partie, Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska. Ta wojna jest tak zażarta, że - jak pan pisze - nawet pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę była w stanie zamrozić ją tylko na dwa tygodnie - bo mniej więcej po tym czasie w „Wiadomościach" powrócił Tusk i „fur Deutschland", a marszałek senatu z PO Tomasz Grodzki w przeprosinach dla Ukraińców oskarżył polski rząd o to, że finansuje reżim Putina. Jest pan więc zwolennikiem hasła Konfederacji: „PiS - PO jedno zło?"
– Nie, dlatego że nie uważam, że gdyby PiS i PO w tajemniczy sposób zniknęły z polskiej sceny politycznej, to byłoby lepiej. Obie te partie są tylko emanacjami uprawiania polityki, które na świecie jest dość rozpowszechnione i samo w sobie nie jest złe. Najpotężniejsza demokracja, ta amerykańska, jest od zawsze zbudowana na dwóch partiach. Od setek lat próba złamania tego duopolu kończy się porażką. Można powiedzieć: co to za demokracja, skoro są tylko dwa ciastka do wyboru? Tyle tylko, że w tych partiach artykułuje się bardzo różne poglądy: wśród republikanów mamy ludzi umiarkowanych i skrajnych prawicowców, wśród demokratów centrystów i radykalnych lewaków. Problem na polskim podwórku polega na tym, że rywalizacja największych partii, do pewnego momentu korzystna dla wspólnoty, gdy wyrywa spod kontroli, zaczyna wspólnotę niszczyć.
– W jaki sposób?
– Podam przykład. Energetyka. Po roku 2005, gdy PiS i PO zaczęły naprzemiennie rządzić, nie były w stanie zgodzić się co do strategii rozwoju energetyki. W efekcie niszczyły sobie wzajemnie projekty. I teraz do końca dekady, a może nawet dłużej, będzie nam dramatycznie brakować taniego prądu. Podobnie jest w innych obszarach, które powinny być wyjęte ze sporu politycznego – tak jak na szczęście wyjęta jest z niego polityka wschodnia. Oczywiście, obie strony oskarżają się wzajemnie o to, że są agentami Putina, ale tylko skończony idiota wierzy, że Tusk lub Kaczyński wykonują polecenia prezydenta Rosji. Chodziłoby więc o to, żeby tę zgodę co do polityki wschodniej przenieść na kilka innych fundamentalnych obszarów. Bez tego wszystko zaczyna przypominać układ dwubiegunowy. Jesteś za PiS-em albo przeciwko niemu. To jak zaraza, która się rozprzestrzenia i zaczadza kolejne grupy ludzi. To prowadzi do destrukcji tkanki społecznej. Jeśli polaryzacja będzie się potęgowała – a wszytko wskazuje na to, że będzie – to za chwilę kolejne obszary życia będą dotykane tą zarazą. Na końcu mamy służbę zdrowia. Zanim pójdzie pan do lekarza, będzie pan sprawdzał, czy on jest za PiS-em czy nie – żeby nie trafić na lekarza z drugiej strony, który uzna, że nie warto pana leczyć, bo głosuje pan na znienawidzoną partię. Oczywiście, przerysowuję teraz, ale taki jest finał procesu, który krok po kroku postępuje.
...