Lubiła żartować, nawet z siebie, dystansować się. I nawet jeżeli spotykały ją w życiu trudne chwile, to nie roztkliwiała się nad sobą. A jeżeli już, to pewnie na krótko, bo przecież „ciągle miała tyle do zrobienia". Miała więc dystans, używając jej słownictwa, humorzasty. Czasem trochę sarkastyczny, ale zawsze…
Pisać zaczęła po pięćdziesiątce. I odniosła sukces, bo jej książki sprzedawały się w dużych nakładach i znajdowały się na listach bestsellerów. Wydawać by się mogło, że nie ma szans na tym rynku, bo zarobić na nim mogli tylko nieliczni, głównie autorzy kryminałów. A ona przecież pisała takie optymistyczne. Czytelnicy jednak je docenili, a wśród nich było sporo takich, których wyleczyła z handry. Niektórzy zalecali wręcz, by sprzedawano je bez recepty w aptekach.
Kiedyś pokazała mi list od kobiety, która chciała popełnić samobójstwo. I po przeczytaniu książki Moniki zdecydowała, że jednak tego nie zrobi. Opisała swoją sytuację i dziękowała za „uratowanie życia". Podobnych listów miała zresztą więcej. Ciekawe były też spotkania autorskie. Po jednym z nich podeszła do niej
...