Na głębokości od czterech metrów od powierzchni jeziora nie ma już prawie życia. Nie ma już dużych ryb, a woda jest skażona i brudna. Powolna agonia zatoki jeziora Ińsko przyśpieszyła w ostatnich latach wyraźnie, a zaniepokojeni mieszkańcy i właściciele działek rekreacyjnych nad zatoką Miałka, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Uważają, że trzeba zrobić wszystko, co się da, by ocalić nie tylko najbardziej zanieczyszczoną część jeziora, ale także tę, która jest jeszcze w miarę w dobrej kondycji.
Niepokojące sygnały docierały do nas od pewnego czasu. O brudnej wodzie, o zakazie kąpieli, o bakteriach E.coli, o nieszczelnych szambach, o spływie do jeziora ścieków gospodarczych itp. Dlatego wybraliśmy się do Ińska, by przekonać się, czy to prawda. W jeden z ostatnich, ciepłych dni wrześniowego lata. Najbardziej interesowała nas zatoka Miałka, tym bardziej że już wcześniej dotarły do nas wyniki próbek pobranej tam wody.
– W tym pięknym jeziorze, w jego zatokowej części, tylko w wierzchniej części wody jest jeszcze jakieś życie, niżej już go praktycznie nie ma – mówi Maciej Baum, który już od ponad 30 lat każdą wolną chwilę spędza na swojej działce, leżącej nad zatoką. – Ta degradacja nastąpiła bardzo szybko i zupełnie nas zaskoczyła. Dlatego postanowiliśmy zawalczyć o to, by ten proces zatrzymać, bo w przeciwnym razie obejmie on całe jezioro Ińsko, które jest przecież największą atrakcją tej okolicy i jedną z pereł w koronie przyrody całego Pomorza Zachodniego.
...