O kryzysie w gastronomii mówiło się nie raz i od dawna. Wieszczono, że branża nie podniesie się po pandemii. Potem dorżnąć ją miała kolejno wysoka inflacja, wojna na Ukrainie i mocno ograniczone wydatki konsumentów na jedzenie w mieście, które niemal kompletnie wypadły z domowych budżetów.
Restauracje, puby, kawiarnie i bary miały dobić wysokie koszty prowadzenia biznesu i wszechobecnej drożyny: nie tylko produktów, ale mediów, coraz wyższych pensji pracowników i wszelkich danin na rzecz państwa. Mimo że wiele lokali się zamknęło, to branża ta nie znosi próżni - w ich miejsce powstały nowe. I cieszą się zainteresowaniem gości.
Jest środowe ciepłe letnie popołudnie, wybieramy się na rajd po mieście, który rozpoczynamy na placu Lotników w Szczecinie. Pierwsza restauracja na Złotym Szlaku - „Karczma Polska", tu goście siedzą głównie w ogródku.
W alei fontann też duży ruch, każdy z punktów gastronomicznych, czy to ze słodkościami, czy jadłem bardziej wytrawnym, prawie nie ma wolnych miejsc. W „Paprykarzu", „Emilio", „Public Fontanny" czy „Bananowej Szklarni" pełne gości są nie tylko
...