Niemiec, który w 1942 roku, a więc w środku wojny wysyła pismo do dowódcy Luftwaffe Hermana Goeringa, by zlikwidował lądowisko hydroplanów w Dąbiu, bo samoloty „płoszą ptaki w rejonie wyspy, na której znajduje się rezerwat przyrody", nazywał się Paul Robien. Taki list mógł się skończyć dla niego tragicznie. Na szczęście tak się nie stało. Być może, co jest bardzo prawdopodobne, nie dotarł do rąk Goeringa. Być może ktoś, kto zajmował się jego korespondencją uznał autora za szaleńca i to go ocaliło?
Ten szaleniec mieszkał wtedy na leżącej na jeziorze Dąbie wyspie Mienia, którą polskie władze, nie wiedzieć czemu, zmieniły na Sadlińskie Łąki. Jego głównym zadaniem była opieka nad rezerwatem przyrody, który dzięki jego uporowi władze przedwojennego Szczecina powołały do życia.
Dwadzieścia sześć lat przed napisaniem listu do Goeringa Paul Robien wysłał memoriał do…cesarza Niemiec Wilhelma, którego wezwał do abdykacji. Uważał, że abdykacja ocali życie milionów niemieckich żołnierzy. To pismo nie odniosło żadnego skutku, ale świadczy o niebywałej odwadze i o charakterze autora.
Ten
...