W mundurze kapitana żeglugi wielkiej prezentował się świetnie do końca życia. Pisał również niemal do ostatnich miesięcy, wierny swej jedynej literackiej tematyce — morzu, choć z pokładu zszedł w roku 1997. Jak sam zresztą przyznawał, to właśnie morze uczyniło zeń pisarza, a ostateczne zejście z marynarskiej wachty umożliwiło mu wreszcie spokojną pracę literacką. Edytorsko obfitą (25 książek!), a intensywną szczególnie na emeryturze, gdy zdarzały się lata, w których publikował po kilka tytułów rocznie (np. w roku 2017 — trzy!). Nic dziwnego, że w jego notach biograficznych pojawiała się — trudna jednak do zweryfikowania — informacja, że podobnego dorobku nie miał żaden z piszących kapitanów na świecie.
Co jednak ciekawe — choć właściwie dość typowe dla szczecińskich marynistów — morze przyciągnęło go nie tylko z głębi lądu, ale i niejako wprost z ziemi — ponieważ urodził się (w roku 1930) i wychował w mazowieckim Wyszkowie, w rodzinie rolniczej (jej źródłem utrzymania był duży sad, głównie jabłoni). Tymczasem już tam, w małym, choć mającym piękne tradycje i
...