Mieszkańcy koszalińskiego osiedla Morskiego są zatrwożeni. Między blokami grasują watahy dzików. Jak twierdzą, stada są przynajmniej cztery. Każdego poranka idący do pracy odkrywają kolejne poryte przez zwierzęta trawniki. Martwią się przy tym o swoje dzieci, które pobierają naukę w dużej osiedlowej szkole.
- Wychodzę do pracy przed godziną siódmą, a moja córka idzie do szkoły sama na godzinę ósmą. Nie wiem, czy po drodze nie spotka agresywnej lochy ze swoim potomstwem. To samo jest po południu. Teraz szybko robi się ciemno. Strach wychodzić wieczorami na spacer z psem - żali się jedna z mieszkanek osiedla, prosząc o zachowanie anonimowości.
Rodziny żyjące w opanowanej przez dziki strefie sprawę nagłaśniają od dawna. Nie widząc skutecznej reakcji władz miasta, wystosowały nawet petycję do prezydenta Piotra Jedlińskiego. Pod żądaniem natychmiastowej reakcji podpisało się 230 osób. W piśmie potwierdzają, że wiele osób boi się wyjść ze swoich domów, a w szczególnie trudnym położeniu są osoby starsze, niepełnosprawne, dzieci, rowerzyści oraz ci, którzy wyprowadzają na spacery swoje
...