Zniesienie dwukadencyjności, którą wprowadzono w 2018 roku, jest jednym z głównych tematów, jakie poruszają samorządowcy. Czy był to dobry przepis, a może zbędna regulacja? „Kurier" rozmawia z profesorem Uniwersytetu Szczecińskiego Maciejem Drzonkiem. Politolog jest autorem książek „Wieczni prezydenci. Dwa przypadki trójmiejskie", „Wieczni prezydenci. Przypadek Świnoujścia", „Wieczni prezydenci. Przypadek Rzeszowa", a także bada temat „długowiecznych" prezydentów od ponad dekady. Wnioski są zaskakujące, co obnażył właśnie wspomniany jeden z dwóch trójmiejskich przypadków.
- Wieczny prezydent, czyli kto?
– Wiecznym prezydentem według tej koncepcji, którą sformułowałem, jest ten włodarz miasta, który od zawsze jest wybierany. Gdy zacząłem się tym tematem zajmować, było po trzech wyborach bezpośrednich. A przypominam, że takie na stanowisko, wójta, burmistrza i prezydenta są od 2002 roku. Po 2010 roku na 66 miast na prawach powiatu, 30 miało wiecznych prezydentów. Z każdymi kolejnymi wyborami wiecznych prezydentów ubywało, niektórzy nie kandydowali, inni przegrywali. Aktualnie zostało 3 takich prezydentów, mowa oczywiście o miastach na prawach powiatu. Bo takich wójtów i burmistrzów jest więcej.
– I tu wchodzi przepis o dwukadencyjności, wprowadzony przez poprzedni rząd, który siłą rzeczy, taką wieczność ma uniemożliwić, bo przecież zwykli ludzie nie lubią gdy ktoś ma „wieczne źródełko”…
– Zawsze można traktować takiego wiecznego prezydenta, wójta, burmistrza jako kogoś kto, na tyle poznał te zasady gry, że tak tę grę prowadzi, że zawsze wygrywa…
– Ale czy to nie włodarz dyktuje zasady tej gry i to z uprzywilejowanej pozycji?
– Nie do końca. Zasady gry są dla wszystkich takie same i jasne – udział w wyborach. Ale faktycznie w mniejszych miejscowościach wpływ wójta czy burmistrza, może mieć bezpośrednie odbicie w grze. Gra będzie prowadzona tak, że to on zawsze będzie beneficjentem i będzie wygrywał. Jeżeli taka sytuacja ma miejsce, a może mieć, to świadczy nie tylko o przebiegłości takiego włodarza, ale o wyborcach, słabym rozeznaniu mieszkańców takiej miejscowości. Bo przecież każdy może wystawić kandydata, na którego większość może zagłosować.
...