Rozmowa z Dariuszem Kunikowskim, doświadczonym szczecińskim restauratorem, w przeszłości właścicielem restauracji „Zamkowa" i „Stara Rzeźnia"
– Cała branża gastronomiczna boryka się z problemami od marca br. Jakie fazy miał ten rok?
– Ten rok dla gastronomii, dla wielu innych branż jest szczególnie trudny. Tak naprawdę od marca do dnia dzisiejszego jesteśmy zamknięci bez wyraźnej perspektywy na przyszłość. Obok gastronomii dotyczy to branż: eventowej, cateringowej, konferencyjnej i wielu innych pomniejszych. Krótki okres związany z tzw „sezonem letnim” dotyczył przede wszystkim restauracji i to w miejscowościach nadmorskich oraz górskich. Jednakże również tamte firmy nie były w stanie zarobić w dwa miesiące tyle, by utrzymać się cały rok. Tak jak widać z powyższego, trudno dzielić ten rok na fazy. Jako cały spisany jest na straty.
– Jesteśmy w środku drugiej fali pandemii. Gastronomię praktycznie odcięto od dochodów, bo przecież problemów nie rozwiążą przychody z cateringu.
Nie wiem, jakiego rodzaju formę cateringu ma pan na myśli. Proszę mieć na uwadze, iż nie jesteśmy w stanie dostarczać cateringów do firm, ponieważ większość pracowników pracuje zdalnie. Szkolenia, konferencje również odbywają się zdalnie. Szkoły i wyższe uczelnie są zamknięte. Imprez plenerowych, koncertów – brak. Tak naprawdę przestrzeń tzw. cateringowa ogranicza się do posiłków regeneracyjnych dla niektórych podmiotów gospodarczych oraz do drobnego cateringu indywidualnego.
– Jakie są oczekiwania środowiska w stosunku do rządu, do władz samorządowych. Czy jest jakaś reakcja na te postulaty?
– Moim zdaniem pomoc z Polskiego Funduszu Rozwoju w postaci subwencji udzielana w pierwszej fazie pandemii to był bardzo dobry pomysł. Proste narzędzie, które nieco łagodziło skutki kryzysu.