Wszystko tu wydaje się być utkane z przypadków. Dotyczy to tak życia i twórczości Anny German, jak i samego przedstawienia. „Los człowieka", dla którego impulsem okazało się zaskoczenie, jakiego doświadczył Tadeusz Dudojć, były przedsiębiorca, dealer samochodowy, no i aktor i artysta z odzysku (w młodości studiował w szkole aktorskiej) w czasie kolacji w pewnym sanatorium na Białorusi.
Niezwykłe przypadki tak dotyczące twórców spektaklu, jak i samej bohaterki, osoby bynajmniej nie fikcyjnej, tworzą - rzec by można - nową, niezaplanowaną jakość. Oto bowiem ci, którzy grają, tworząc sztukę, sami stają się częścią większego przekazu, fragmentem treści, które wymagają od odbiorcy większego wysiłku i refleksji, i dodają do przesłania przedstawienia coś własnego, nie mniej cennego - znaczące doświadczenie własnego losu.
Zdawać by się mogło, że Anna German nie pasuje do tego świata, do jego „odwróconych wartości", znormalizowanych perwersji, które tak dobitnie promowano choćby na ostatniej Eurowizji, lansu, poprawności politycznej, kreowania się, czy po prostu epatowania
...