Wtedy również zbliżała się Wielkanoc. Chorował poważnie już od miesięcy, ale kiedy znów trafił do szpitala, trudno było uwierzyć, że właśnie On - tak niedawno aktywny zawodowo i wciąż twórczy, ba! coraz doskonalszy na scenie - odchodzi naprawdę. Zmarł 8 maja 2017 roku. W wigilię Dnia Zwycięstwa. Z perspektywy rosyjskiej - nawet dokładnie w ów Dzień.
Pozwalam tu sobie na ów żart, wierząc, że i jego uśmiech by wywołał. Znany był przecież z tego ciemnego, sarkastycznego poczucia humoru.
Jacek Polaczek. Ze wszystkich poznanych przeze mnie szczecińskich aktorów - a obserwowałem tutejszą scenę przez ponad pół wieku - nie waham się powiedzieć: najwybitniejszy. Obdarzony największą charyzmą.
* * *
Aktor przez wielkie A.
Nie tylko dlatego że miał w dorobku role wielkie. Salieriego w „Amadeuszu", Sira w „Garderobianym", Korbesa w „Grach śmiertelnych", Saszę w „Antygodnie w Nowym Jorku", Mefistofelesa w „Fauście", Wolanda w „Mistrzu i Małgorzacie", Don Kichota w „Don Kichocie", Jonę w „Udręce życia", Verdiera w „Skarpetkach opus 124"… Wiele z tych, które by chciał i
...