Co czwartek w Szczecinie, kiedy dzień już powoli gaśnie, z różnych stron miasta na plac Tobrucki schodzą się ludzie na spotkanie. Ktoś rozstawia stół, ktoś się głośno wita, ktoś trochę niecierpliwi, ktoś w wielkim garnku unosi pokrywę i miesza chochlą, uwalniając powoli nęcącą woń wędzonki, ugotowanych warzyw i przypraw. Kolejka gęstnieje, przesuwa się coraz bliżej i bliżej stołu. To znak, że zupa gotowa.
Mają swoją zupę inne miasta, od lutego tego roku ma i Szczecin. Bo troje dobrych znajomych – Małgorzata Krzemińska, Krzysztof Jędrzejewski i Robert Grabowski pomyślało, że to już czas, by stworzyć u nas taką przestrzeń. Przyjazną każdemu, otwartą dla biednych i bogatych, tych głodnych, wypchniętych na margines społeczeństwa i sytych, ale złaknionych spotkania z drugim człowiekiem. W głowach – myśląc o zupie – Gosia, Krzysztof i Robert mieli słynne krakowskie spotkania na Plantach, orędzie papieża Franciszka na I Światowy Dzień Ubogich i własne doświadczenia, które im mówiły: trzeba robić coś więcej, byśmy umieli dostrzec samotność drugiego człowieka.
Po pierwszym
... Pełna treść artykułu dostępna w
eKurierze
z dnia 19-04-2019