Rozmowa z aktorem Olgierdem Łukaszewiczem, który był niedawno gościem Festiwalu „Lato z Muzami" w Nowogardzie
- Na pierwszy rzut oka widać, że jest pan obywatelem Unii Europejskiej.
- Jestem w tej chwili bardzo sfokusowany na Unię Europejską, toteż oprócz marynarki włożyłem koszulkę z napisem „Jestem obywatelem Unii Europejskiej", by popularyzować jej ideę. Szukam miejsc, które pokazują, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej. Gratuluję temu miastu oraz jego włodarzom, że na placu Wolności oprócz flagi Polski jest tu też flaga Unii Europejskiej. To dla mnie budujące. Z żalem stwierdzam, że w stolicy Polski sztandaru Unii Europejskiej wciąż nie ma, co jest dla mnie haniebne, nie potrafię tego zrozumieć.
- Jest pan bardzo zaangażowany w działalność społeczną.
– Jestem fundatorem fundacji: „My Obywatele Unii Europejskiej” – Fundacja im. Wojciecha B. Jastrzębowskiego. Tam angażuję się w działalność społeczną. Od kilku miesięcy podróżuję także po kraju z cyklem spotkań „Podróże Obywatela UE Olgierda Łukaszewicza po Polsce”. Dlatego bardzo się cieszę, że oprócz projekcji mojego najnowszego filmu „Jak pies z kotem” w reżyserii Janusza Kondratiuka mam okazję choć odrobinę porozmawiać o Unii Europejskiej.
– Chętnie spotyka się pan z widzami.
– Bardzo lubię spotkania z widzami, zwłaszcza tymi, którzy znają moje filmy.
– W jednym z wywiadów powiedział pan: „Chciałbym jeszcze zetknąć się z rolą, która będzie wymagała więcej luzu i wielu twarzy”. Jaka to byłaby rola?
– Przychodzi mi do głowy jeden tytuł, a mianowicie „Historie miłosne” Jerzego Stuhra, który wcielił się tam w cztery różne role, co wzbudziło u mnie najwyższy podziw, zachwyt, że można się ucharakteryzować zewnętrznie i wewnętrznie na kilka postaci. Uniwersalność i wielobarwność postaci związana jest nie tylko z akcją, ale również z predyspozycjami i usytuowaniem w danej roli, o czym przekonałem się w ostatnim moim filmie w reżyserii Janusza Kondratiuka, gdzie zagrałem rolę niezrównoważonego chorego, który musiał być raz miły, bezbronny, a raz atakujący, agresywny. Dla mnie, jako aktora, była to frajda, bo na aktorskich „klawiszach” mogłem odegrać tę rolę.
...Rozmawiał: Jarosław Bzowy