Rozmowa z Krzysztofem Materną, reżyserem spektaklu „Dymny" w szczecińskim Teatrze Polskim
- Przez wiele lat w Szczecinie odbywały się „Dymnalia" inspirowane twórczością Wiesława Dymnego. Czy dlatego właśnie szczeciński teatr wybrał pan na wystawienie spektaklu o krakowskim artyście?
- Inicjatorem tego przedsięwzięcia był profesor Hausner, który jest organizatorem kongresu Open Eyes Economy Summit. Co roku towarzyszy tej imprezie wielkie wydarzenie artystyczne, związane z Krakowem. Stąd profesor zwrócił się do mnie, bym zrobił spektakl pod tytułem „Dymny". Dla mnie jest to pewien rodzaj klamry życiowej, ponieważ ja się wychowałem w Krakowie z Dymnym. Razem z Markiem Pacułą nosiliśmy za Dymnym flaszkę. Dymny odprowadzał mnie też, kiedy jechałem do karnej jednostki w Trzebiatowie, a wcześniej ostrzygł mnie na zero. To była osoba, którą ja się fascynowałem, kiedy byłem jeszcze w szkole teatralnej w Krakowie. Dotąd schedą artystyczną po Dymnym bardzo dobrze się opiekowali Marek Pacuła w Krakowie i Adam Opatowicz w Szczecinie, kultywując kontakt z Piwnicą pod Baranami
...