Czwartek, 21 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Płynął „pod prąd"

Data publikacji: 2024-11-16 08:01
Ostatnia aktualizacja: 2024-11-16 08:01

Nagle zrobiło się cicho. Nie ma nawet na naszych łamach żadnych kondolencji, żadnego oficjalnego współczucia, tak jak to się zwykle dzieje, gdy umiera osoba zasłużona dla Szczecina. Dziennikarz, który pół wieku opisywał ważne miejskie sprawy, pierwszych mieszkańców powojennego Szczecina. Jest cicho. Tak, jakby nadal żył. Jakby śmierć była tylko rodzajem chwilowej niedyspozycji. A ci, którzy mogliby, czy nawet powinni, są zwolnieni z wyrażenia żalu, docenienia, czy choćby zauważenia faktu, iż odszedł. Jakby nic się nie stało. Smutne, że tak się dzieje, u nas, w Szczecinie. A więc więzy społeczne są ciągle wątłe, wspólnota słaba, rachityczna. Ważniejszy jest konflikt niż współpraca, honorarium, a nie – honor…

Z godnym podziwu spokojem i finezją obnażał autodestrukcyjną działalność polityków uwikłanych w szaleństwo ideologii klimatyzmu, niemające ze zdrowiem wiele wspólnego absurdalne plany WHO, choćby w temacie planowania urodzeń, czy depopulacyjne rojenia samozwańczych autorytetów ludzkości w rodzaju Billa Gatesa. Wykładał oczywiste prawdy dotyczące polityki energetycznej, przypominał, że Polska mogłaby być samowystarczalna pod względem surowców energetycznych, że moglibyśmy produkować tani prąd z węgla, nie niszcząc środowiska i nie emitując za wiele CO2. Bo przecież są już technologie pozwalające na to. Ale to nie było popularne. Podważając kompetencje niektórych polityków, nierzadko antypolskie decyzje naszych rządów, czy urzędników brukselskich budził złość. Zdarzało się, że do redakcji przychodzili ludzie wprost żądający przerwania publikacji „tych szkodliwych treści”.

Miał odwagę być sobą, mówienia rzeczy niepopularnych, co zresztą miało swój wyraz w tytule cyklu jego felietonów. „Pod prąd”; był wierny tej zasadzie, można by powiedzieć, że jak bohaterowie Herberta. Atakowany, obrzucany oskarżeniami. Uważał, że Europa pod rządami oszołomionych ideologią niczym z Orwella czy Huxleya, oderwanych od rzeczywistości liberalno-lewicowych polityków nie musi zmierzać do samozatracenia.

Nikomu jednak nie udało się go sprowokować, czy zamknąć mu ust. Był ponad to. Miał klasę. Nigdy też nie chwalił się swoimi świetnymi felietonami, czy nie sugerował, że są ważne.

Miał wiedzę i inteligencję, której nie wahał się użyć, by demaskować na przykład absurdy covidowych obostrzeń, fałsz mediów głównego nurtu, błędy polityków, ukryte intencje „społeczników”, działania wrogie wobec społeczeństwa, wobec Polski, uchwalane nierzadko mocą większości. Tyranie i totalitaryzmy wydają się na początku czymś zgoła innym. Pokazywał paradoksy obecnej rzeczywistości. Często robił to jakby bezwiednie, niechcący, bez nachalności, bez gotowej tezy.

To się stało naprawdę. Janusza Ławrynowicza już nie ma wśród nas. Z wyrazami współczucia do redakcji dzwonią nasi Czytelnicy. Mówią, że czekali zawsze na Jego piątkowe felietony. Bardzo im smutno.

Trzeba mieć odwagę, by mówić to, co się myśli i rozum, by nie powiedzieć za dużo. By wyważyć te dwie sprawy, trzeba rozsądku i empatii. ©℗

Roman Ciepliński

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500