Sobota, 05 lipca 2025 r. 
REKLAMA

Nikt nie jest tym, za kogo się uważa?

Data publikacji: 2025-07-05 11:08
Ostatnia aktualizacja: 2025-07-05 11:08

Nie da się stworzyć prawdziwej i dobrej opery tanim kosztem. Opera, by usatysfakcjonowała publiczność, o koneserach nawet nie wspomnę, musi kosztować. Im więcej znanych artystów na scenie, im więcej kosztownych dekoracji, kostiumów, efektów specjalnych, tym drożej. W przypadku tej „opery” płacą podatnicy…

To tylko pozornie wygląda na rozrywkę dla gminu. Opera ta, a mam tu na myśli operę polityczną, która niestety dzieje się w Polsce od dłuższego czasu, jest bowiem częścią systemu, który kamufluje prawdziwe mechanizmy, jednocześnie kierując uwagę publiczności, czyli obywateli, w stronę wskazaną przez Reżysera, który raz… obniża ciśnienie społeczne, a kiedy trzeba, podnosi je.

Aktorzy znają swoje role, publiczność niby też zna libretto, ale kiedy ze sceny płyną sygnały, iż może być to dość swobodna interpretacja oryginału, pojawia się wątpliwość. Nie takie rzeczy działy się już w teatrze.

Sąd Najwyższy rozstrzygnął w zakresie ważności wyborów prezydenckich. Można się było spodziewać, jaki będzie tego rezultat. Ale była też pewna doza niepewności, którą eksponowali zwolennicy Rafała Trzaskowskiego, czyli spisek zwolenników zwycięzcy. Głosy zostały podmienione. A teza, choć ryzykowna, brzmiała: być może wygrał ten, który przegrał. „Przeliczmy głosy”… chciałoby się powiedzieć. Byłaby to jednak najbardziej zuchwała podmianka w dziejach naszego kraju, a może nie tylko naszego, bowiem dokonana musiałaby być pod czujnym okiem członków komisji z różnych opcji, przewodniczących, komisarzy wyborczych… w kraju rządzonym przez opcję bliską temu, kto przegrał. Byłoby to zdumiewające fałszerstwo wyborów. Chyba pierwsze takie na świecie, bo zazwyczaj wybory „wygrywa” władza. Jak opozycja fałszuje wybory, to znaczy, że władza je źle zorganizowała… Ale czy to się zdarza? W operze – tak.

1 lipca na posiedzeniu całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sąd Najwyższy podjął uchwałę o ważności wyborów. Posiedzenie sądu było bezpośrednio transmitowane przez stacje telewizyjne i każdy mógł zobaczyć, co się działo na sali. W rozprawie uczestniczył między innymi prokurator generalny Adam Bodnar, który argumentował – co też nie było zaskakujące – złożony przez siebie wniosek o wyłączenie ze składu orzekającego wszystkich sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Bo izba ta w rozumieniu prawa – według różnych opinii – nie jest sądem, a więc gremium to nie ma prawa do orzekania o ważności wyborów prezydenckich. Inni mówią jednak, że ma, bo nie ma innego gremium.

Punktem kulminacyjnym tego aktu opery było pytanie, jakie sędzia Maria Szczepaniec zadała ministrowi Bodnarowi:

– W wyborach do Sejmu i Senatu uzyskał pan mandat senatora. Przypomnę, że ważność tamtych wyborów stwierdzała nasza izba. W związku z tym mam do pana pytanie, czy czuje się pan wadliwie wybranym senatorem? Neosenatorem? Wówczas pan nie protestował – zwróciła uwagę. Prokurator generalny odpowiedział wymijająco.

Kurtyna.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500