Pustka i martwota. Kiedyś były tu ławki, kwitnące krzewy jaśminu, forsycji, japońskich wiśni i rajskie jabłonie. Ogród zamieniono na pozbawione życia mauzoleum. Teraz po pustym placu hula wiatr, od czasu do czasu przejdzie po dnie betonowej niecki jakiś pieszy. Chciałoby się ustawić tu jakieś donice z roślinami, albo w jakiś inny sposób ożywić to miejsce. Ale nie można niszczyć koncepcji...
Okazuje się jednak, że budowla się podoba. Centrum Dialogu „Przełomy" uznane zostało za najlepszą europejską przestrzeń publiczną (ex-aequo z projektem rewitalizacji sadów w hiszpańskim Caldes de Montbui). Gratulacje.
Tyle tylko, że budowla wyraźnie nawiązuje do konwencji grobowca. Czy nie kłóci się to z ideą pozytywnego „przełomu", jak go rozumieją twórcy idei muzeum? Chyba, że chodzi o „przełamywanie barier zniewalających" rozumiane inaczej. Architektura - o czym pewnie wiedzą twórcy budowli - też może być totalitarna. Zamieniając ogród w betonową piwnicę niewątpliwie dokonano przełomu. Może tak właśnie ma być. W muzeum, które opowiada o trudnej drodze do wolności, nie może być lekko, łatwo i przyjemnie.
Któregoś dnia widząc po raz kolejny ludzi przy wywiniętej krawędzi betonowego plastra ze szpachelkami i kubłami pełnymi szarej masy przystanąłem i przyglądałem się. Jeden z pracowników wyjaśnił mi, że szara masa to uszczelniacz. Wkłada się tę masę między płyty na krawędziach betonowego plastra „bo woda przenika pomiędzy płyty i niszczy". Zimą woda zamienia się w lód i rozsadza zamontowane płyty zewnętrzne. Czy nie można było zrobić tego inaczej? Mój rozmówca się śmieje. Domyślam się o co chodzi. Będzie miał dzięki temu pracę jeszcze przez ładnych parę lat. A więc jednak jest trochę życia na placu Solidarności.
Z ciekawości sięgam jeszcze po kosztorys budowy tego obiektu, który - dla garstki specjalistów, zapewne też architektów - okazał się najlepszą przestrzenią publiczną w Europie.
Muzeum kosztowało 26 mln złotych, 75 procent pochodziło z budżetu UE, reszta z budżetu województwa. Co można by było wybudować za te pieniądze? Pływające ogrody? Być może. ©℗
Roman K. CIEPLIŃSKI
Roman Ciepliński, redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego"