Sobota, 12 lipca 2025 r. 
REKLAMA

Wołyń nie jest już przemilczany

Data publikacji: 2025-07-11 19:00
Ostatnia aktualizacja: 2025-07-11 19:00

W tym roku po raz pierwszy 11 lipca jest Narodowym Dniem Pamięci o Polakach – Ofiarach Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej. Ustawę w tej sprawie, autorstwa posłów PSL, przegłosował Sejm i podpisał prezydent Andrzej Duda. Wcześniej, od 2016 r., 11 lipca, na mocy uchwały Senatu, obchodzony był Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistach na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Nie tyle zatem ustanowiono nowe święto państwowe, ile doprecyzowano nazwę dotychczasowego. Teraz jest jasne, że za zbrodnie na Polakach odpowiadają nie tyle ukraińscy nacjonaliści w ogóle, ile konkretne organizacje ukraińskich nacjonalistów.

Widać wyraźnie, że wokół Wołynia zapanował nad Wisłą polityczny, ponadpartyjny konsensus. Asertywny wobec Ukrainy przekaz w sferze pamięci zyska jeszcze większą moc, gdy w fotelu głowy państwa ostatecznie zasiądzie Karol Nawrocki. Prezydent elekt objął patronatem uroczystości rocznicowe w Domostawie, gdzie znajduje się kontrowersyjny Narodowy Pomnik Rzezi Wołyńskiej.

Absolutnie nie można już twierdzić, że ludobójstwo (czy też czystka etniczna, zależnie od interpretacji konkretnego historyka) OUN i UPA na Polakach jest w Polsce przemilczane. Rzeź wołyńska, jakkolwiek by to makabrycznie nie zabrzmiało, stała się bodaj najpopularniejszym wydarzeniem historycznym w naszych dziejach. Można zaryzykować stwierdzenie, że każde dziecko nad Wisłą wie, co wydarzyło się latem 1943 r. na Wołyniu i w Galicji. Duże zasługi na tym polu położyć najgenialniejszy polski film historyczny. „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego to nie tylko obraz wybitny pod względem artystycznym, ale również uczciwy – zarówno intelektualnie, jak i moralnie. Pokazuje wszystko to, co konieczne jest dla zrozumienia przyczyn i przebiegu rzezi. Widz dowiaduje się o antyukraińskiej polityce II Rzeczpospolitej, a zarazem nabiera przekonania, że represje państwa polskiego nie mogły być ani wystarczającym powodem, ani usprawiedliwieniem skali okrucieństwa. Z drugiej strony, moralność w filmie nie ma narodowości. Zło czai się zarówno w Ukraińcach, jak i w Polakach. Podobnie dobro czynią zarówno jedni, jak i drudzy. Winę za zbrodnię nie ponosi ten czy inny naród, tylko nacjonalizm. Przy czym bardzo konkretny, ukraiński nacjonalizm. Ideologia i konkretni ludzie, którzy w nią uwierzyli. Smarzowski przedstawia ludzką perspektywę.

Problemem nie jest zatem postrzeganie Wołynia przez nas samych, tylko przez Ukraińców. Nowy szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Ołeksandr Ałfiorow będzie kontynuował dotychczasową politykę historyczną, wedle której OUN, UPA, a nawet SS Galizien to bohaterowie, którzy walczyli o niepodległość swojej ojczyzny, nie zaś zbrodniarze. Ta ostatnia formacja to symptomatyczny przypadek. Wydawałoby się, że tutaj nie ma miejsca na kontrowersje, spory, próby usprawiedliwiania czy symetryzowania. W końcu mamy do czynienia nie z ukraińską partyzantką, walczącą w imię Ukrainy i przy okazji dokonującą zbrodni wojennych, tylko ze złożonym z Ukraińców kolaboracyjnym oddziałem, walczącym po stronie III Rzeszy. Tymczasem, gdy w kanadyjskim parlamencie w obecności Wołodymyra Zełenskiego oklaskiwano weterana SS Galizien, na Zachodzie wybuchł potężny skandal, natomiast nad Dnieprem – wprost przeciwnie. Wielu komentatorów – w tym Ałfiorow – broniło nazistowskich kolaborantów, argumentując, że w Norymberdze nie udowodniono im żadnych zbrodni wojennych. Co więcej, to właśnie obecny szef Ukraińskiego IPN przekonywał wówczas, że powszechna w świecie zachodnim negatywna opinia na temat SS nie tyle wynika z faktów, ile ukształtowała się pod wpływem sowieckiej propagandy.

Główny nurt ukraińskiej historiografii, publicystyki i polityki historycznej wciąż prezentuje ten sam fałszywy obraz rzezi z 1943 r. jako „tragedii wołyńskiej”, wzajemnych, polsko-ukraińskich czystek etnicznych (bądź wojny UPA i AK, względnie – wojny polsko-ukraińskiej), konfliktu, w którym z moralnego punktu widzenia można powiedzieć o symetrii win. Przy czym jest to symetria win ze wskazaniem na rzekomo większą winę Polaków, którzy swoją antyukraińską polityką mieli do owej „tragedii” doprowadzić, a następnie postawić kropkę nad i, przeprowadzając w 1947 r. zbrodniczą akcję „Wisła”. Natomiast OUN i UPA wciąż postrzegane są jako organizacje narodowowyzwoleńcze. Marnym pocieszeniem może być fakt, że kult banderowców ma charakter antyrosyjski, nie zaś antypolski. Ukraińcy czczą Szuchewycza za walkę z NKWD, a nie za rzeź 1943 r. Potrzebny jest im jako personifikacja twardego oporu przeciwko Moskwie. Wojna nie sprawiła, że Ukraińcy zyskali nowych bohaterów. Wojna sprawiła, że nowi bohaterowie Ukrainy ruszyli do walki ze starymi bohaterami na sztandarach. Inicjatorami nowego pomnika dowódcy UPA we Lwowie byli żołnierze, walczący dziś na froncie. Nie ma zatem sensu się łudzić, że gdy tylko nastanie pokój, Ukraińcy wspaniałomyślnie zrezygnują z kultu nacjonalistów, żeby nie drażnić Polaków. Można co najwyżej liczyć na dalsze postępy w kwestii ekshumacji, która żółwim tempem i niekonsekwentnie, ale jednak posuwa się naprzód.

A przede wszystkim trzeba – i to jest zadanie dla polskiej dyplomacji – robić, co w naszej mocy, aby tłumaczyć Ukraińcom, czym naprawdę była zbrodnia wołyńska. Pewnie skutki będą marne, ale Kijów musi przynajmniej wiedzieć, jakie jest polskie stanowisko w tej sprawie. I nie trzeba z tym stanowiskiem czekać do końca wojny. Wtedy bowiem pojawi się kolejny pretekst, by o Wołyniu nie rozmawiać. Pomagajmy więc Ukrainie (bo to w naszym interesie), ale jednocześnie wymagajmy od niej, by stanęła w prawdzie historycznej (bo to też w naszym interesie). ©℗

Maciej PIECZYŃSKI

Komentarze

nie jest przemilczan
2025-07-11 23:23:56
nie jest przemilczany bo został zakłamany... za chwile będziemy świadkami narracji że to była prowokacja NKWD by poróżnić Polaków i Ukraińców... ech... 1984 do kwadratu

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500