Tak brzmi tytuł znanej rosyjskiej piosenki o tym specyficznym regionie. Tekst pełen jest stereotypów, w których jednak, jak to zwykle bywa, jest parę ziaren prawdy. „Mawiają, że na Kaukazie żyje dziki naród, Mawiają, że górale noszą papachy przez cały rok, Mawiają, że wielożeństwo u nich jest po dziś dzień (…) A jeszcze mówią, że dżygit nie jest dżygitem, Jeśli niczym tchórzliwy szakal z pola bitwy ucieknie” – śpiewa czeczeński gwiazdor pop Szamchan Dałdajew.
Ostatnio wokół Kaukazu jest bardzo głośno z wielu tak różnych powodów. Na Euro 2024 skazywani na porażkę, uznawani za najsłabszą drużynę turnieju Gruzini sensacyjnie ograli Portugalię 2:0, meldując się w 1/8. To tylko piłka nożna, która jednak, jak chyba żaden inny sport, dobrze oddaje mentalność konkretnego narodu. Waleczność i odwaga Gruzinów na tym turnieju przejdą do historii. Tyle jeśli chodzi o pozytywne doniesienia, związane z Kaukazem. Gruzja, choć politycznie coraz bardziej dryfuje w stronę Rosji, wciąż jednak jest tą częścią postsowieckiego świata, która pod względem kulturowym nadal jeszcze pozostaje w zawieszeniu między Wschodem a Zachodem. Nie zaś na Wschodzie.
Czeczenia i Dagestan to inne historie. Republiki autonomiczne w ramach Federacji Rosyjskiej, których próby wybicia się na niepodległość już dawno spełzły na niczym. Pamiętać przy tym trzeba, że próby te więcej wspólnego miały z islamskim fundamentalizmem niż z tego typu walką o wolność, jaką przez wieki z zaborcą prowadzili choćby Polacy. I tu paradoks: prawosławna, teoretycznie bliższa kulturowo Rosji Gruzja, nie dała się podbić, spacyfikować. Oczywiście, Gruzini to naród o dłuższej historii własnej świadomości niż muzułmańskie narody Kaukazu. Jest jednak coś symbolicznego w fakcie, że dziś Putin największym poparciem cieszy się właśnie w zamieszkanych głównie przez wyznawców islamu republikach Czeczenii i Dagestanu. W końcu wiernopoddańczy stosunek wobec silnej władzy jest w mentalności rosyjskiej śladem po wpływach azjatyckich. I w pewnym sensie z pewnością łączy ponad religijnymi podziałami statystycznego poddanego cara Putina i mentalność statystycznego poddanego sułtana Kadyrowa… W obu przypadkach są dwie skrajne możliwości stosunku do władzy: krwawy bunt albo równie bezwzględna uległość właśnie. Wojnę z Czeczenią Rosja wygrała nie tylko dzięki przewadze militarnej, ale i dzięki zdradzie części czeczeńskich elit. A władzę umocniła dzięki temu, że pozwoliła klanowi Kadyrowów uczynić z republiki swój prywatny folwark, a przy okazji państwo islamskie. A jednak fundamentaliści z Kaukazu nie zniknęli. Dziś rosyjscy nacjonaliści ze środowiska prawosławnej telewizji Tsargrad (nawiasem pisząc, przychylnej wobec Kadyrowa i generalnie muzułmanów, lojalnych w stosunku do Rosji) biją na alarm, nagłaśniając przypadki kaukaskich muzułmanów, którzy deklarują swoje poparcie dla sprawców niedawnych zamachów w Machaczkale i Derbencie. W Piatigorsku (Kraj Stawropolski, u podnóża Kaukazu) w chwili zamachów grupa mężczyzn tańczyła na ulicy lezginkę -taniec kaukaskich muzułmanów. Zostali aresztowani, bo uznano, że świętują akty terroru. Z kolei Kadyrow wezwał, by mordować nie tylko terrorystów, ale też ich rodziny – ojców, braci i wujków.
Czeczeński dyktator ostatnio zasłynął jako bohater demaskatorskiego dokumentu, nakręconego przez opozycyjnych rosyjskich dziennikarzy śledczych z portalu „Projekt Media”. Ich ustalenia są sensacyjne, ale nie powinny dziwić nikogo, kto śledzi „karierę” Kadyrowa. Przemoc jest dla niego przyjemnością, celem, nie zaś środkiem. Psychopata, który swoim przeciwnikiem politycznym nakarmił lwa. Pedofil, który wbrew rosyjskiemu prawu utrzymuje liczny harem nieletnich dziewczyn, a te rodzą mu dzieci w wieku 15 lat. A być może nawet zabójca własnego ojca, którego śmierć wyniosła Ramzana Kadyrowa do władzy.
Czeczenia to, jak zauważył rosyjski opozycjonista Maksym Kac, karykatura Rosji. Wszystko jak w państwie Putina, tylko bardziej. Przemoc, która jest immanentną częścią kultury i mentalności Rosjan, w jeszcze większym stopniu jest czymś akceptowalnym dla sporej części mieszkańców muzułmańskiej części Kaukazu. Albo krwawa prorosyjska dyktatura, albo krwawy islamistyczny terroryzm. Albo skrytobójcze mordy na przeciwnikach Kadyrowa, albo płonące synagogi i podrzynane gardła prawosławnych duchowych w Dagestanie. Trzeciej drogi, niestety, nie widać. Parafrazując Dostojewskiego, piękno tamtejszej kultury nie zbawia tamtejszego świata. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.