Często, i to nie bez podstaw, może się wydawać, że nasz kraj jest jedynie mało znaczącym pionkiem w grze wielkich mocarstw. Jednak biorąc pod uwagę wypowiedzi Putina i jego propagandystów na temat Polski, można naprawdę poczuć wielką dumę narodową. Mało kto tak nas docenia, a może nawet przecenia, jak władca Kremla. A zarazem mało kto tak nas krytykuje i tak nami gardzi, jak ten sam Władimir Władimirowicz. To ciekawy paradoks.
Gdyby wierzyć rosyjskiej propagandzie historycznej, należałoby stwierdzić, że Polska nie tylko w przeszłości była wielkim imperium, ale i marzy o powrocie do dawnej świetności. W słowniku Kremla „Rzeczpospolita” to nie jest po prostu inna nazwa państwa polskiego, tylko nazwa kolonialnego mocarstwa, które przez kilka wieków niewoliło prawosławną ludność ruską, aż nie przyszli rosyjscy wyzwoliciele. Co więcej, Rosjanie wmawiają Ukraińcom, że każda pomoc Warszawy dla Kijowa to zawoalowana próba ponownego podboju dawnych Kresów Wschodnich. Co jeszcze ciekawsze, zapewne wielu propagandystów szczerze wierzy w te bajki. Innym natomiast razem ci sami Rosjanie z pogardą wypowiadają się o tym, że polska rusofobia to „fantomowy ból po utracie imperium”. Na Kremlu wciąż słychać triumfalną narrację o tym, jak to wielowiekową rywalizację dwóch wielkich regionalnych mocarstw – Rzeczpospolitej i Moskwy – wygrało to drugie.
Dziewiętnastowieczny poeta Fiodor Tiutczew nazwał Polskę „Judaszem Słowiańszczyzny”. Choć od tamtej pory tak wiele się wydarzyło, tak wiele zmieniło w naszych relacjach, ta ocena Tiutczewa w dużej mierze pozostaje niezmienna. Polska, jako kraj słowiański, a więc kulturowo dość bliski Rosji, postanowiła jednak związać się z Zachodem, czyli z tym światem, który Rosja konsekwentnie uważa za wroga. Po rozpadzie sowieckiego więzienia narodów dawny „Judasz Słowiańszczyzny” stał się „Judaszem krajów demokracji ludowej”. Znów więc Polska zdradziła, znów, jak dawniej, okazuje niewdzięczność Rosji. Zamiast padać na kolana z wdzięczności za wyzwolenie spod okupacji III Rzeszy, śmie niszczyć sowieckie pomniki i potępiać inwazję na Ukrainę. „Judasz” pozostaje „Judaszem” – zdrajcą, który „sprzedał się Zachodowi”. Kiedyś katolikom, dziś – NATO, Unii Europejskiej itd.
Za zachodnie srebrniki pełni zaś rolę „psa łańcuchowego”, który z flanki wschodniej Zachodu ujada na Moskwę. Szczeka najgłośniej, choć ugryźć nie potrafi – musi poczekać, aż przyjdzie pan i pomoże. W tym wypadku jednak nie tyle ogon merda psem, ile pies merda panem. I tu znów wychodzi na to, że to Polacy rozdają karty, jak by to paradoksalnie nie zabrzmiało. Bo jeśli wierzyć kremlowskiej narracji, zachodnia rusofobia jest w dużej mierze inspirowana przez chorych z nienawiści do Rosji Polaków. To jak to w końcu jest – jesteśmy graczami czy pionkami?
Na pewno jesteśmy „hieną Europy”. Tak nas nazwał Churchill po zajęciu Zaolzia, i akurat ten jego cytat Rosjanie uwielbiają powtarzać. Szczególnie, że historia udziału w rozbiorze Czechosłowacji pasuje im do ich antypolskiej koncepcji. Putin niedawno tę koncepcję ponownie powtórzył. Podczas spotkania na forum Klubu Wałdajskiego rosyjski prezydent poświęcił sporo miejsca w swoim przemówieniu Polsce właśnie. Stwierdził między innymi, że w 1939 r. powinniśmy porozumieć się z III Rzeszą i oddać Niemcom Gdańsk. Wtedy nie padlibyśmy ofiarą agresji. Czyżby Putin czytał książki Piotra Zychowicza? Oczywiście, tego nie wiemy na pewno, ale bądźmy poważni. Tak naprawdę bowiem Putin nie powiedział niczego nowego. Naiwnością jest sądzić, że Rosjanie myślą o nas lepiej niż o Niemcach w kontekście historycznym. Jest dokładnie odwrotnie.
Powtórzmy: prezydent państwa, w którym religią panującą jest kult zwycięstwa nad nazizmem, prezydent państwa, które zrównuje z nazistami każdego, kto burzy pomniki czerwonoarmistów, walczących z III Rzeszą, ten sam prezydent państwa przekonuje, że Polska popełniła błąd, nie idąc na układ z Hitlerem. A jednocześnie wiadomo przecież, że Putin, broniąc Związku Sowieckiego przed oskarżeniami o sojusz z III Rzeszą, używa argumentu o treści: „a przecież wcześniej to Polska podpisała pakt o nieagresji z Niemcami. Polska zaczęła oswajanie Hitlera, czyli to Polska jest winna wojny”. Paradoks? Nie do końca. Putin po prostu uważa III Rzeszę za potężne mocarstwo, godnego przeciwnika dla ZSRR. A Polska? To małe państewko, które marzy o odbudowie swojej mocarstwowości. Godne pogardy. Dlatego Putin, jako imperialista, rozumie imperialistę Hitlera. Bo uważa, że słabszy powinien ustąpić silniejszemu. Takie są zasady gry – albo jesteś słaby, i można cię zgnoić, albo jesteś silny, i trzeba się z tobą liczyć. Polska była silna, jest słaba. Ale Rosja wciąż pamięta tę dawną naszą siłę. I naprawdę boi się jej odbudowy. Dlatego zrobi wszystko, by do tej odbudowy nie dopuścić. I nieważne, że nikt poważny w Polsce nie bredzi o odbudowie dawnego imperium… Rosjanie już swoje wiedzą. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.