Władza ma na głowie ważniejsze sprawy niż indywidualne martwienie się o mnie. Jeszcze do niedawna była taka szansa, że jednak ktoś o mnie pomyśli i zapyta, co u mnie słychać, bo nie ukrywam, że znałem przynajmniej trzy osoby zasiadające w rządzie i przynajmniej tyle samo w samorządzie. Liczyłem więc na to, że po starym układzie ktoś sobie o mnie przypomni. Ale władza jak to władza: bardziej martwi się globalnie o wszystkich. Późno zrozumiałem, że powinienem martwić się o siebie.
Na szczęście życie nie znosi pustki i tam, gdzie władza nie może lub po prostu nie chce, tam wpuszcza innych. Przekonałem się o tym już pierwszego dnia nowego tygodnia. Zadzwoniło do mnie 5 pań, oczywiście nie naraz, lecz w różnych odstępach czasu, i pytały z troską w głosie, o to czy posługuję się językiem angielskim? Czy uczestniczyłem ostatnio w kolizji drogowej? Czy jestem zadowolony z dotychczasowego telefonu? I czy korzystam z produktów maklerskich?
I tu chciałbym jasno stwierdzić, że ani rząd, ani samorząd się o mnie tak nie troszczy jak te dzielne i sympatyczne przedstawicielki rodzimego kapitalizmu z coraz bardziej ludzką twarzą.
Ludzką twarz kapitalizmu można również dostrzec w czeluściach internetu. Otóż odebrałem pocztę e-mail, a w niej całą masę prześwietnych propozycji! Od Audi A8 z atrakcyjną ratą, przez 6 domen za 0 złotych, po odmianę mojego życia erotycznego w 1 dzień.
Jednak ze wszystkich ofert via poczta internet najbardziej zaciekawiła mnie ta, która miała w nagłówku, że należy mi się nagroda za moją lojalność. Zajrzałem do poczty i okazało się, że bonusem chce mnie obdarować boża krówka, czyli sieć sklepów należących do spółki, której właścicielem jest pewne portugalskie przedsiębiorstwo. Swoją drogą, to bardzo niedobrze, gdy lojalność docenia dyrekcja sklepu, a nie mój własny rząd lub samorząd!
I tu znowu muszę z przykrością stwierdzić, że władza tak się o mnie nie troszczy jak np. pani Beata, która w imieniu placówki kształcenia chciałaby mnie zaprosić do udziału w pewnej elitarnej akcji sprofilowanej specjalnie pod kątem moich wymagań i potrzeb. Przedstawicielka placówki kształcenia wciągnęła mnie w interesującą rozmowę, podczas której pytała o moje przeróżne przyzwyczajenia, o to czy palę, piję i czy nie czuję się samotny? Zadawała pytania zahaczające o tak wiele dziedzin, że aż przykro mi się zrobiło, że nikt nigdy z samej góry mnie o to nie pytał – no, np. o to czy dobrze sypiam i czy emerytura jest zadowalająca, i czy chciałbym inwestować w obligacje państwowe?
Wszystkie te mniej lub bardziej miłe rozmowy telefoniczne odbywały się w godzinach 8-16, czyli o takiej porze dnia, gdy ludzie pracują. Mniej lub bardziej intensywnie, ale jednak. No, chyba że ktoś nie pracuje, ale to temat na inną opowieść.
I tak dzień roboczy minął na różnych rozmowach, rozpatrywaniu kolejnych ofert i na rozmyślaniach związanych z kwestiami zahaczającymi o najwyższe kręgi. Przyznam, że myślałem nawet o tym, że skoro tyle osób do mnie dzwoni i pisze, oraz że skoro zadają mi mnóstwo pytań, to zapewne robią to na czyjeś zlecenie – może nawet mojego rządu lub samorządu, w które co tu dużo mówić, niesłusznie zwątpiłem.
W godzinach 8-16 było sympatycznie i czas miło leciał na ciekawych rozmowach z zakresu biznesowo-społeczno-lingwistycznego. W życiu jednak bywa tak, że następuje niespodziewany zgrzyt. Około godziny 19.30 zadzwonił telefon. Odebrałem połączenie. W słuchawce usłyszałem damski głos:
– Dzień dobry. Nazywam się Iksińska. Dzwonię w imieniu XY Banku. Czy mam przyjemność z panem Krzysztofem?
– Tak to ja. Ale to przyjemność wątpliwa. Proszę mi powiedzieć: dzwoni pani z biura, czy też może z domu?
– Nie. Nie dzwonię z biura.
– Aha. No to może pani nie wiedzieć, że jest już trochę późno i, że dochodzi godzina 19.30. A ja właśnie o tej porze pracuję i po prostu kradnie pani mój czas. Swój zresztą też. Pożegnałem się z panią z banku miło i ze współczuciem. Pomyślałem też, że nie mam o co mieć do rządu i samorządu pretensji. Oni muszą pracować całą dobę i jest tak, jak mawiał pewien rolnik: Konia nie zajeździsz, a roboty nie przerobisz! ©℗
Krzysztof ŻURAWSKI
Krzysztof Żurawski, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".