Brakuje mi w języku polskim słów na literę V. Wiem, wiem – jest przecież volkswagen i volvo, a nawet Victoria. Jednym słowem, jest litera, ale jakby jej nie było! To, co mi przeszkadza, wcale nie przeszkadza producentom odzieży szyć dzianinowe swetry z dekoltem w kształcie litery V. Wydaje mi się, że skoro nie ma słów na V, to musi być trudno zwizualizować sobie taki sweter?
A co tam sweter! Bez tej litery obcych języków jest się trudno nauczyć. Specjaliści zalecają bowiem, że aby nauka poszła gładko, to należy bawić się w skojarzenia. Taka metoda nazywa się metodą słów zastępczych i polega na kojarzeniu nowych słówek ze słowami w języku rodzimym. Oto przykład: aby zapamiętać angielskie słowo „mole”, a po polsku kret, to należy je skojarzyć z polskim słowem mól.
Skoro mowa o molach. Wikipedia podaje, że molowate (łac. tineidae) to rodzina niewielkich owadów z rzędu motyli. Doliczono się ich ok. 3000 gatunków i żyją we wszystkich strefach klimatycznych. Więc na Antarktydzie również, co jest bardzo możliwe, bo żyje tam bodajże 7 gatunków motyli – jednym z nich mogą być właśnie mole. Do ich rodziny zalicza się również rodzaj zwany z łacińska „novotinea”. I tu dochodzimy do sedna, którym przypomnę, jest poszukiwanie słów z literą V, a przy okazji nauka języków obcych.
Dzięki literze V jak z płatka pójdzie nam również nauka kilku lub nawet więcej języków. Łacina jest bowiem, jak podaje Wiki, „językiem indoeuropejskim i ma wspólne korzenie z większością żywych i wymarłych języków Europy oraz wieloma językami Indii, Iranu i Azji Środkowej. Wskazuje na to duża liczba podobieństw, zarówno w słownictwie, jak i gramatyce – między innymi z greką, sanskrytem czy językiem polskim”. Tak, polskim! Okazuje się, że łacińskie „est” odpowiada greckiemu „estí”, sanskryckiemu „asti” oraz polskiemu „jest”.
Dlaczego więc nie mamy w języku polskim słów z literą V, a mają go w nadmiarze nasi sąsiedzi Słowianie – Czesi, którzy nawet na literę W mówią, że to jest „dvojité vé”, czyli podwójne V? A niech sobie mają. Ważne, że zarówno u nich, jak i u nas słowo „piwo” brzmi tak samo. „Wino” zresztą też. To ostatnie nawet po łacinie brzmi identycznie! Piwo już tak nie zabrzmi, bo po łacinie będzie to „cervisia”.
Tym samym możemy zacząć spór godny mistrza Jana Tadeusza Stanisławskiego, który prowadził swojego czasu wykłady z cyklu „mniemanologii stosowanej”, gdzie czynił rozważania „O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia”.
Zapytałem otóż moich znajomych, co wygra w sporze vino vs. pivo? Jednej z odpowiedzi udzielił Marcin, dr nauk ekonomicznych: „Piwo wygrywa, bo pozwala eksperymentować ze stylami i smakami. Ponadto w większości miast/regionów świata można znaleźć charakterystyczny styl lub co najmniej markę. Dodatkowo różne style świetnie komponują się z różnymi potrawami i jest bliższe tej części Europy niż wino. No i co najważniejsze – miało swój udział w wielu miłych wspomnieniach”.
Był też głos Lidki, czyli damski. Spór rozstrzygnęła w sposób wręcz Salomonowy: „Preferuję i jedno, i drugie, jednak wybieram stosownie do okoliczności – np. na spotkaniu z tobą byłoby oczywiście piwo”. ©℗
Krzysztof ŻURAWSKI
Krzysztof Żurawski, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".