„Walec naszej ciężkiej pracy wciąż się toczy” – oświadczyła rzecznik PiS Anita Czerwińska. Po czym i po kim się toczy, nie powiedziała.
Ja bym do takiego walca nie chciał być zaproszony. Nawet jeśli byłby to – choćby zważywszy na płeć rzecznika – biały walc.
* * *
W słynnej piosence Wojciecha Młynarskiego o walcu – choć nie w rytmie walca – śpiewało się, że „przyjdzie walec i wyrówna”. A w finale refrenu: „i wyró…” (czy może raczej „i wyru…”). Piosenka była oczywiście polityczna i metaforyczna. Mówiła o PRL, w którym jedni robotę spieprzyli, lecz mieli to w poważaniu, bo drudzy co spieprzone wyrównywali walcem. Tyle że przy okazji rozwalając wszystko.
Wraca nowe? Oj, wraca. Idzie, jedzie. A nawet się już toczy.
* * *
Ciężkie boje europosłanki Beaty Szydło o stanowisko w Brukseli skończyły się wstydliwą (była jedynym kandydatem), na dodatek dwukrotną porażką.
Trudno się dziwić, zważywszy na jej wcześniejsze przejawy miłości do UE. Że wspomnę tylko chowanie po magazynach – i pod pulpit ławy poselskiej, na pierwszym posiedzeniu w Brukseli – unijnych flag, blokowanie wyboru Timmermansa, pamiętny sprzeciw (1:27) przy wyborze Tuska.
Ale w biało-czerwonej drużynie Beaty Szydło sprzeciw wobec jej kandydatury uznano za zdradę. I powtarzano słowo „zdrada” z dramatycznym błyskiem w oku, przy każdej okazji.
Szkoda, że nie przypomniano sobie starego polskiego przysłowia: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.
A w nowej wersji: „Jak Beata Unii, tak Unia jej podwójni”. Na końcu tego bon motu można sobie oczywiście dodać „e”, a nawet „ee!”, i machnąć ręką.
* * *
A mówiąc bardziej serio.
To nie zdrada, panie i panowie, to polityka. Coś za coś, ale i cios za cios.
* * *
Trwają pląsy wyborcze PSL. A że Stronnictwo Ludowe wycięło sobie w ich trakcie – zapewne wycinając hołubca – koalicjantów, Koalicja Polska, tworzona przez ludowców, zapowiada się interesująco. Bo niby z kim miałaby to być koalicja?
Na razie wygląda na to, że Pawlaka z Sawickim i Kosiniaka z Kamyszem.
* * *
Reforma edukacji najlepiej udała się w Stalowej Woli i w Łapach.
Tak przynajmniej można było wnioskować po konferencji prasowej Ministra Edukacji Narodowej, na której wystąpili reprezentanci wyżej wymienionych miejscowości, informując, że w ich miastach przy naborze do szkół nie ma żadnych problemów. Łapy zaś reprezentowała pani dyrektor Zespołu Szkół Mechanicznych, w którym miejsc dla uczniów jest nawet więcej niż więcej.
A wszystko to dzięki nim, działaczom i samorządowcom PiS. I ich woli. Stalowej Woli, oczywiście. Wznieśmy więc okrzyk: Łapy precz! Od reformy.
* * *
Wspomniany wyżej minister, nasz nowy prawdziwy MEN, Dariusz Piontkowski, też chwalił reformę, i to w TVN. Mówiąc między innymi, że udała się ona w liceum „imieniem” Staszica.
Jak na ministra edukacji słabo tą wypowiedzią wypadł z j. polskiego.
Imieniem to można szkołę nazwać. A kiedy już nazwana zostanie, to wtedy jest nie „imieniem” (np. Staszica), ale „imienia”.
Nie chcę być przesadnie złośliwy (choć troszkę tu jednak będę, przepraszam z góry), ale może błąd ortograficzny w nazwisku Pana Ministra (Piontkowski? Piątkowski!) rzutuje czasem na jego wypowiedzi?
* * *
Zwątpiłem ostatecznie, przyznaję się do porażki. Nie ma już co się upierać, że słowo spolegliwy – stworzone niegdyś dla polszczyzny przez prof. Władysława Tatarkiewicza – znaczy: godny zaufania, ten, na którym można polegać.
Nie ma już komu tego tłumaczyć, a i na kogo się powoływać, bo oto sama prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzata Gersdorf, prawnik i kobieta z klasą, występując w „Faktach po Faktach”, słowa „spolegliwy” – w różnych gramatycznych wariantach – użyła aż siedem razy i siedem razy, niestety, zrobiła to błędnie, w znaczeniu paskudnie potocznym, według którego spolegliwy to ktoś słaby, ten, kto się ugina pod naciskiem.
A przecież język polski ma już na to słowo: uległy. A za nim inne, jemu pokrewne: podległy, ustępliwy, miękki, bojaźliwy.
No cóż, pani prezes SN, tak dotąd nieuległa wobec władzy, uległa i legła pod naporem językowego błędu. Przyjmując więc ów język po niej, rzec można ze smutkiem, że Małgorzata Gersdorf stała się jednak spolegliwa – tyle że wobec złej polszczyzny.
* * *
Prawo i Sprawiedliwość pokazało swoje jedynki. Tak się teraz mówi stomatologicznie i politycznie zarazem.
Prezes Jarosław Kaczyński, pokazując (prezentując z mównicy) jedynki wyborcze swej partii, ujawnił, że jedynką w okręgu podwarszawskim będzie MIROSŁAW Błaszczak. Pomyłka? Zapewne.
Bywają jednak tzw. pomyłki freudowskie.
Aż strach pomyśleć, tyle poświęceń dla Wodza, tyle szeptów do Ucha Prezesa, a tu Mariusz przestaje być Mariuszem!
* * *
Jasne, na kartce, z której Prezes czytał, imiona były pewnie tylko pierwszą literą, więc Prezes ujrzał przed sobą napis: „M. Błaszczak”. Ale żeby zapomniał, co się – i kto się – za tym M. kryje? I ile to M. dla niego i Partii znaczy!? Po tylu latach?!
Cała Polska przecież pamięta to M.! „M jak Miłość”.
* * *
Na onet.pl można zawsze polegać. W dziale Sport taki anons do tekstu przed pucharowym występem mistrza Polski w piłce nożnej – Piasta Gliwice: „Piast pisze historię na oczach kibiców”.
Aua!
Tortura tym boleśniejsza, że odpadł z pucharowej rywalizacji w głupich okolicznościach.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".