„Co nam zostało z tych lat…”. Hymn przedwojennego kabaretu. Jedna z bardziej znanych piosenek Tuwima, a pewnie najbardziej znana kompozycja, zapomnianego niestety, Władysława Daniłowskiego (zmarł w roku 2000 w USA, gdzie wyemigrował podczas wojny, do Polski nie wrócił), założyciela Chóru Dana i postaci Qui Pro Quo.
Nucę ją sobie ostatnio, ale słowa lekko zmieniam. Co nam zostanie z tych lat… Zapaskudzonych polityką, wzajemną wrogością, podziałami, których nie doświadczyliśmy w tym natężeniu od dziesięcioleci.
Czasem nadużywamy symboliki wydarzeń; sięgają po ten chwyt wszystkie strony, ale jakoś trudno oprzeć się wrażeniu, że niedawna śmierć Karola Modzelewskiego, jednej z piękniejszych postaci naszego życia politycznego, autora nazwy „Solidarność”, jest takim symbolem.
* * *
Obóz rządzący na pogrzeb Karola Modzelewskiego nie przybył. Delegowano nań bodaj jakiegoś wiceministra.
Co nam zostanie z tych lat? Jaka pamięć?
Mam nadzieję, że o Modzelewskim, a nie o tych, których nie było na jego pożegnaniu.
* * *
Ale z drugiej strony – ulicy czy księżyca – życie toczy się swoim torem. Można by rzec, koleiną. Trzymają się koła codzienności, oj, trzymają. Czemu i trudno się dziwić. Jak to było w pierwszej dekadzie lat 70.? „Ludziom żyje się dostatniej”. Żyło się. I dziś wielu z nas ceni dostatek – oraz związany z nim spokój. Taki na dziś i na miarę naszych… no, czego właśnie: marzeń? Możliwości? Oczekiwań?
„Ten miś jest na miarę naszych możliwości. Ten miś odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa”.
Niedawno (4 maja) minęła kolejna rocznica premiery „Misia” Stanisława Barei. Przeleciało 38 lat. Zmienił się świat i Polska. A przecież…
* * *
Po tych trzech kropkach najtrafniej dopisałby się pewnie Stanisław Tym, który za dwa miesiące skończy 82 lata.
Przywołując ów film – „film Barei”, jak się mówi potocznie – zapominamy często, że to Tym był autorem jego scenariusza, a więc i tamtych słynnych dialogów. Które przeszły do historii kina. Tylko czy kina jedynie? I czy rzeczywiście przeszły?
* * *
Pamięć zawodzi i tych, co innym jej brak wypominają. W poprzednich „Zapiskach” pisałem o Gomółce. Mając na myśli Władysława oczywiście, czyli I sekretarza PZPR Gomułkę („Wiesław”), a nie Mikołaja Gomółkę, wielkiego kompozytora sprzed wieków. Wstyd. (Na szczęście tylko w wydaniu papierowym, papierowy więc wstyd, bo w elektronicznym zdążyli mnie poprawić).
Pocieszyłem się potem wrednie, czytając w „Wyborczej” jeden z felietonów prof. Magdaleny Środy. Pisała w nim z oburzeniem (słusznym) o „senatorze Biernackim”. Tyle że miała oczywiście na myśli nie byłego senatora Marka Biernackiego (kiedyś PO), lecz Grzegorza Biereckiego, senatora PiS, który wykonuje na naszych oczach SKOK stulecia.
* * *
Mignie czasem w telewizji jakiś obrazek z lat III RP. Patrzę na twarze polityków, niby znane, ale nie przypominam sobie nazwisk. Patrzę na sceny z ich udziałem, burzliwe, komentowane wtedy jako dramatyczne, sensacyjne newsy, dziś wyglądają jak fragmenty z Barei, ba! groteski, farsy. Ich bohaterowie zaś bywają tym śmieszniejsi, w im poważniejsze miny się stroją.
Czy to pociecha dla naszej współczesności? Nie sądzę. Czy nauka na przyszłość? Wątpię. Ale polecam: nagrajcie Państwo jakiś program informacyjny, którejkolwiek stacji (choć może to być trudne, wideo zniknęło – jakiż rym! – a twarde dyski wciąż wymieniamy na nowe), odporniejsi mogą nagrać „Wiadomości” TVP, zabawa będzie większa – i odtwórzcie za lat… Nie wiem, za ile. Ale czas biegnie szybko. W życiu publicznym także. Śmiechu będzie więc co nie miara i nie uwierzycie, że TO było kiedyś (dziś) możliwe. A CO mam na myśli, pisząc TO? Właśnie wtedy się okaże.
Oby tylko nie czekał nas tak zwany śmiech przez łzy.
* * *
Wypadłem z rytmu z zapiskami, a tydzień przedwyborczy, więc to, co było i śmieszne, i straszne (że zacytuję powiedzonko „przyjaciół Moskali”) w tygodniu minionym, a i poprzednim, nie trafi tu dziś jako odprysk. Bo niezręcznie i za późno. Musiałbym się zresztą powtarzać po szydercach, ironistach oraz po kontuzjowanych (z powodu rąk załamywania), więc tylko trochę przypomnień i raczej ogólnych.
Może więc zostaną uznane za „wyrwane z kontekstu”? O, to mój ulubiony argument w ustach polityków, którzy nie wiedzą, jak odpowiedzieć na gafę czy kompromitującą wpadkę w swoim obozie, bo nie dano im jeszcze instrukcji. Albo dano, właśnie taką: to są słowa wyrwane z kontekstu!
Że kontekst bywa im wtedy przypominany, cytowany przez pytającego? Drobiazg! Wyrwane z kontekstu i już. Są też inne możliwości. Można odpowiedzieć, nie odpowiadając: „Nie znam sprawy”, „nie widziałem tego zdjęcia”, „nie czytałem artykułu”, „nie słyszałem tej wypowiedzi”. Brzmi bardzo godnie, prawie wiarygodnie. Bo jak nie widział i nie słyszał, to naturalnie i ładnie, że nie chce komentować. Uczciwie!
Rzecz w tym, że bynajmniej. Łatwo zgadnąć, kiedy pytany nie widział, nie słyszał. Wtedy, gdy tak mu wygodniej. Wniosek? Gdy usłyszymy takie tłumaczenia – uniki – bądźmy pewni: ten, kto nimi siebie (oraz swoich) zasłania, na pewno świetnie zna sprawę;, widział, słyszał i czytał. Partyjną instrukcję obsługi też.
* * *
Ale to wszyscy słyszeli. Pani marszałek vice Mazurek do pewnej posłanki (wg B. Mazurek krnąbrnej): „Mam cierpliwość do takich blondynek”. Były potem oburzenia, zgorszenia, a i śmichy-chichy. Ale nie było jakoś pamięci o innej sejmowej kwestii: „Muzyka łagodzi obyczaje, panie marszałku”. Szkoda. Bo tamtą uznano za zniewagę marszałka. A znieważając posłankę, pani marszałek obyczajów na pewno nie łagodzi, za to swoją muzykę (nomen omen?) gra od ucha do ucha.
Najgorsze jest to, co zaobserwowałem przy okazji. Dziennikarze z mikrofonami, oblegający B. Mazurek na sejmowym korytarzu, rozbawieni, rozchichotani. Że takie im dorzuca riposty kolejne. I że w ogóle taka heca. Ale będzie materiał. Ale będzie fajnie.
A było smutno.
* * *
No to, by było weselej. „Przegląd Sportowy”, tekst o meczu hokejowym Polska – Holandia. Z obserwacją: „dziura między nogami holenderskiego bramkarza była jego piętą achillesową”. Dziura piętą? Pięta dziurą? O, Holender! Biedny Achilles. Dwoi się i Troi, a między nogami nie założył zbroi.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".