Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi? Cham się uprze i mu daj... - ta scena z kultowego Misia przypomniała mi się, gdy wracałem do domu nocnym autobusem. Tym razem "chamem" był młody pasażer, który uparł się (podejrzany jakiś!), by kupić bilet. Podszedł do kierowcy i grzecznie o to poprosił. Kilkakrotnie. Kierowca zaś konsekwentnie odpowiadał, że on sprzedaży nie prowadzi, bo w autobusie jest biletomat!
Teoretycznie miał rację, problem w tym, że biletomat obsługiwał jedynie karty płatnicze, a pasażer miał jedynie gotówkę. Nie pomogły tłumaczenia pasażera i jego usilne prośby. Kierowca niezmiennie dawał do zrozumienia, że skoro jest biletomat, to jego sprzedaż biletów nie obchodzi. Widząc rękę z odliczoną kwotą wzburzony uciął w końcu dyskusję stwierdzając: "no przecież nie dam ci swojej karty!".
Pasażer odpuścił i pojechał na gapę. Jak wielu innych, każdego dnia, którzy nie mogą się nadziwić, po co wydano niemal 55 mln zł na system, który się nie sprawdza?
Za tę kwotę w ramach Centralnego Systemu Zarządzania Komunikacją Miejską mamy elektroniczne tablice przystankowe, które nawet jeśli działają, to nie zawsze wyświetlają prawdziwe komunikaty. Mamy infokioski, które czasem działają. Mamy biletomaty w autobusach i tramwajach, które nawet jeśli działają, to dla pasażerów są czystą loterią - nigdy nie wiadomo, czy przyjedzie pojazd z automatem na gotówkę, czy na karty. Mamy bilet elektroniczny, z którego tez nie można korzystać, bo choć kasowniki czasem działają, to nie we wszystkich pojazdach są zamontowane. Na wszelki wypadek warto więc mieć tradycyjny bilet, bo tłumaczenie, że nie ma kasownika, kontrolerów może nie przekonać. W ramach CSZKM mamy też zapowiedzi głosowe w pojazdach, które są wyciszone, wyłączone, albo dublują się ze starymi (tak jest w wielu przegubowych tramwajach Tatra), więc pasażer dwukrotnie słyszy, dokąd dojeżdża i gdzie się zatrzymał. Mamy też ekrany, które powinny wyświetlać listę przystanków, ale najczęściej są czarne, albo wyświetlają logo Floating Garden.
System przewidywał także mobilną mapę, która miała pasażerom wyświetlać dokładną pozycję autobusów i tramwajów, ale mimo wielomiesięcznego opóźnienia całego projektu mapa nie działa. Mamy też całkowicie nieprzydatny rozkład jazdy przez sms, z którego chyba nawet pracownicy ZDiTM nie potrafią korzystać.
O zaletach CSZKM miała informować specjalna strona internetowa. Ta akurat działa, ale najnowsze (entuzjastyczne!) informacje zamieszczono tam w grudniu 2012 r.
Podwładnym prezydenta Krzystka nie przeszkadza to jednak w niczym. Bez żenady chwalili się dyplomami, które za ten bubel otrzymywali. Pozostaje czekać, aż Unia Eurpejska, która dołożyła niemal 37,5 mln zł przeprowadzi kontrolę. Ale to też pasażerom nie da powodów do radości. Bo jeśli Unia stwierdzi to, co wiedzą wszyscy korzystający z autobusów i tramwajów, czyli że CSZKM, który miał działać do połowy 2014 r. wciąż nie działa, to może nakazać zwrot finansowego wsparcia. A wtedy zapłacimy wszyscy
Tomasz Tokarzewski, dziennikarz "Kuriera Szczecińskiego". Jego zainteresowania to komunikacja miejska oraz sprawy dotyczące infrastruktury Szczecina.