Nie trzeba było nauki w szkołach, promocji świadectw, dyplomów, egzaminów i tytułów magistra czy profesora. I bez tego można było uczyć, a może nawet precyzyjniej - nauczać. Ba, pewnie nawet nie trzeba było pisać. Warunek podstawowy był jeden - słuchacze. Jeżeli ludzie byli zaciekawieni, nie odchodzili znudzeni w siną dal, to znaczyło, że mówca ma kwalifikacje do nauczania, do głoszenia prawd, którymi chce się podzielić z bliźnimi. Teraz można uczyć czy nauczać jak kto woli, ale bez dyplomu i tytułu robić tego nie można. No i nie trzeba koniecznie spełniać warunku, żeby mieć słuchaczy, którzy są uwiedzeni przez mówiącego.
Miałem akurat to szczęście, że na moim wydziale nie było list obecności na wykładach, co podobno obecnie jest bardzo częstą praktyką. Ten brak przymusu nie oznaczał jednak, że nie chodziliśmy na wykłady. Chodziliśmy, ale tylko na takie, które naprawdę nas ciekawiły. A ciekawiły i nie ma tu co owijać w bawełnę te, które prowadzone były przez ciekawych wykładowców. Doskonale pamiętam, że na wykłady profesora Janusza Pajewskiego, świetnego historyka, chodziliśmy całą chmarą i nie przeszkadzały nam nawet jakieś zbyt wczesne, albo niewygodne godziny, co przy innych wykładowcach było nie do pomyślenia. Jeżeli jakiś profesor nudziarz miał wykład o ósmej rano, to nie miał szans nawet na skromną frekwencję. Mógł mieć go nawet w samo południe, ale i to nie pomagało, bo opinia nudziarza była decydująca. A profesor Pajewski, który mówił piękną, jeszcze przedwojenną polszczyzną, zawsze nienagannie ubrany z nieodłączną muchą, dysponujący przebogatą wiedzą, mógł mieć wykład nie tylko rano, ale o każdej innej godzinie, a i o północy pewnie też miałby dużą frekwencję. Bo jego po prostu chciało się słuchać. Miał słuchaczy, dlatego, że miał coś ważnego i ciekawego do powiedzenia i nie decydował o tym jego profesorski tytuł.
Cóż, czasy się zmieniają, cywilizacja goni w oszałamiającym tempie, jest nas zdecydowanie więcej, niż w czasach starożytnych, mamy też pewnie (chociaż czy aby na pewno?) znacznie więcej wiedzy o świecie, historii, geografii, przyrodzie, kulturach różnorakich, ale ciągle szukamy nauczycieli, przewodników, autorytetów. Jak zwał, tak zwał, ale ludzi, których chce się naprawdę słuchać ciągle jest niewielu, można powiedzieć, że zbyt mało. Bo ciągle, choć mijają wieki i tysiąclecia, kryterium jest niezmienne - słuchacze.
Marek OSAJDA
Marek Osajda, dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego".