Od kilku dni po internecie krąży materiał wideo nagrany pod siedzibą telewizji BBC w Londynie. Chciała się do niej wedrzeć grupa antyszczepionkowców rozwścieczonych covidowymi restrykcjami. Powstrzymała ich policja.
Tylko podczas jednego protestu przeciwko systemowi certyfikatów sanitarnych w lipcu we Francji wzięło udział ok. 114 tysięcy osób. Punkty szczepień dewastowano tam wielokrotnie, między innymi w miejscowości Audincour.
Gdy w Grecji głosowano ustawę o obowiązkowych szczepieniach, w Atenach wybuchły tak gwałtowne zamieszki, że policjanci musieli użyć armatek wodnych i gazu łzawiącego, żeby powstrzymać demonstrantów przed atakiem na parlament.
Co najmniej 5 tysięcy koronasceptyków protestowało na początku sierpnia w zachodniej części Berlina. Wybuchła bitwa z policją. Zatrzymano ok. 600 osób.
Obecnie głośno jest o skandalu w Dolnej Saksonii, gdzie pewna pielęgniarka – „aktywistka antyszczepionkowowa” – celowo „zaszczepiła” ponad 8 tysięcy osób nie szczepionką, a roztworem soli fizjologicznej.
I tak dalej, i tak dalej.
Incydenty, do jakich doszło w Polsce, takie jak podpalenie punktu szczepień w Zamościu czy szarpanina w Grodzisku Mazowieckim, świadczą o jednym: że jesteśmy normalnym, najnormalniejszym pod słońcem krajem Unii Europejskiej. Mniej lub bardziej brutalne akty nieposłuszeństwa wobec reżimu covidowego są czymś naturalnym – i zrozumiałym z punktu widzenia psychologii, socjologii, praktyki politycznej. Jakby się w Polsce nie pojawiły, to by dopiero było dziwne! I nie, jak widać po innych krajach, żaden rząd nie potrafi takich emocji „zdusić w zarodku”.
I jeszcze: nie wrzucajmy wszystkich antyszczepionkowców do jednego worka. Są różne nurty. Ci, którzy atakują punkty szczepień, nawołują do wandalizmu i przemocy, powinni być surowo karani. Pewnie nie brakuje też rosyjskich agentów oraz miłośników teorii spiskowych. Ale są też zwykli ludzie, którzy uważają przymus szczepień za coś, co godzi w ich wolność. Z ich punktu widzenia władza chce z dnia na dzień, bez pytania obywateli o zdanie, odebrać im prawa, które w demokracjach wydawały się naturalne jak oddychanie. Nie ufają również koncernom medycznym. Nie zgadzam się z ich argumentami, ale nie uważam, że w ogóle nie mają argumentów.
Zaszczepiłem się w pierwszym możliwym terminie. Do bliższego kontaktu z Pfizerem, Astrazenecą, Johnsonem & Johnsonem namawiam każdego, kto tylko chce słuchać. Kibicuję Narodowemu Programowi Szczepień. Większość moich bliskich wzięła zastrzyk. Ale wśród koleżanek i kolegów mam też takich, którzy na razie szczepić się nie zamierzają – i nie są to wyborcy Konfederacji, oj nie. Zerwać z nimi stosunków nie planuję.
Mówiąc inaczej, zaszczepiłem się i nie poczułem się z tego powodu ani lepszy, ani mądrzejszy. Poczułem się tylko bardziej bezpieczny. To musi wystarczyć. ©℗
Alan Sasinowski
Alan Sasinowski, dziennikarz "Kuriera Szczecińskiego".