Zawsze wyobrażałam sobie Londyn jako miasto zasnute mgłą, zalane strugami deszczu, ponure, ciemne, tajemnicze, pełne duchów, cieni z przeszłości, pełne śladów wielkich, którzy przechadzali się brukowanymi uliczkami. Miasto artystów, pisarzy, w którym rozbrzmiewa muzyka i słychać poezję, miasto zagadek, pytań bez odpowiedzi, sekretne, mroczne, przyprawiające o dreszcze, wciągające, pochłaniające jak ciemne wody Tamizy… Ach ta moja polonistyczna wyobraźnia! Nie raz sprowadziła mnie na manowce! I te tysiące stron w książkach, gdzie o Londynie tyle było!
Już za dziecięcia jeździłam taksówką z Misiem Paddingtonem i latałam na parasolce z Mary Poppins (że na miotle z Harrym Potterem trochę wstyd się przyznać, bo już „naście” na karku było). A potem pojawili się mężczyźni. Ten z nieodłączną fajką, który zaprowadził mnie pod pewne mieszkanie przy Baker Street i ten chmurny pan D., co przed pewien londyński ołtarz zaciągnął ukochaną. I tak, ten z miotłą i błyskawicą, dla którego gotowa byłam wystawać w kolejce z pryszczatymi dwunastolatkami na jednym z dworców kolejowych, co by się sfotografować z wózkiem bagażowym w ścianie…
W pigułce
Oczywiście jest ten wycieczkowy Londyn z obowiązkową wizytą pod Big Benem, zdjęciem z policjantem w śmiesznej czapce, w czerwonej budce telefonicznej i czarnej taksówce. Może szybka przebieżka po British Museum i National Gallery, przejście nad Tamizą po Tower Bridge, kanapka z jajkiem zjedzona przy fontannie na Trafalgar Square i przejażdżka dwupiętrowym autobusem. Jeśli jest więcej czasu rundka na London Eye i podglądanie całkiem widowiskowej zmiany warty pod Pałacem Buckingham. Londyn w pigułce, absolutne top dziesięć każdego zorganizowanego wyjazdu, obowiązkowe must see. Czy wystarczy? Tak, jeśli masz naście lat i telepiesz się autokarem z Polski ze swoją klasą. Tak, jeśli postanowiłeś przed czterdziestką zobaczyć wszystkie europejskie stolice w miesiąc, tak jeśli wiesz, że jest to twoja pierwsza i ostatnia wizyta w tym mieście. Nie jeśli zakochałeś się w Londynie od pierwszego wejrzenia. Wtedy wpadłeś/łaś jak w śliwka w kompot i będziesz tu wracać. Co z tego, że wydasz ostatni grosz na samolot i będziesz usypiać na dworcu autobusowym w oczekiwaniu na (najtańszy!) nocny autobus. Bez obaw, Londyn ci się za to odwdzięczy. Z nawiązką.
Zakochaj się w Londynie
Darmowe zwiedzanie największych muzeów i galerii? Proszę bardzo! Bilety do teatrów za kilkanaście funtów gdy na scenie Kristin Scott Thomas, Martin Freeman, Bradley Cooper, Nicole Kidman? Nie ma sprawy! Piknik w środku dnia w cieniu Opactwa Westminsterskiego albo wyprawa łódeczką na środek jeziora w jednym z Parków Królewskich? Mówisz i masz! Chcesz popatrzeć na ładne kwiatki i przy okazji na królową? Leć na wystawę roślin w Chelsea. Bez problemu podejrzysz gwiazdy i gwiazdeczki na rozkładanych wszędzie dywanach różnej barwy. Zakupy? Powodzenia na Oxford Street, swoją wycieczkę zaczęłam i skończyłam na wizycie w największym na świcie sklepie z zabawkami Hamleys (a już na karku „eścia” jest). Idąc za ciosem – wpadnij do świata M&Ms Worlds. Wciąż mało? Możesz kulturalnie lub blisko natury. Za darmo, za grosze lub całkowicie posh za całą swoją wypłatę. Szalej w cudownym, dwustuletnim już sklepie Liberty i spłucz się do zera u Harrodsa.
Dla gardzących kapitalizmem polecam spacer po targu na Portobello Road. A jak masz dość współczesności wyciągaj z portfela pięć funtów i leć na spektakl do teatru Globe Theater, by poczuć ciarki na plecach gdy ze sceny usłyszysz dramat Szekspira. Dla nieustraszonych polecam nocne spacery po nawiedzonym Londynie, na pierwszy ogień można podążać za Kubą Rozpruwaczem, ale duchów tu pod dostatkiem. Włos zjeżony na głowie zagwarantowany. Jeśli jednak preferujemy dzienne zwiedzanie koniecznie trzeba wsiąść do pociągu i zawitać do pałacu Hampton Court należącego niegdyś do kochliwego okrutnika Henryka VIII i popróbować rarytasów ze stołów Tudorów przyrządzonych (a jak!) w doskonale zachowanej kuchni, w której pewnie mógłby przesiadywać sam król, gdyby zechciał wyjść z sypialni. Jeśli bliżej ci do smaków z czterech stron świata Londyn da ci szansę spróbować wyśmienitego curry, sushi, chińszczyzny i rodzimych frytek z rybą przyrządzonych przez mistrzów w swoim fachu. A po dobrym jedzeniu tańce, bo okazji do zabawy w stolicy Anglii nie brakuje. Słynny Karnawał Notting Hill obchodzony regularnie od końca lat 50 niegdyś przyciągał afroamerykańskich imigrantów, dziś jest odnotowany w kalendarzu większości Londyńczyków i bardzo często turystów. Swoją tradycję kultywują Azjaci podczas obchodów Chińskiego Nowego Roku. Świętują z taka pompą, że ustępują tylko karnawałowi w samych Chinach. Bo Londyn to wybuchowa mieszanka smaków, zapachów, kolorów. Współczesny Babel, gdzie rozbrzmiewają języki z całego świata, gdzie każdy ma swoje miejsce i wszystko jest na swoim miejscu.
I love London
Dla wielu osób Londyn jest i był centrum świata. Kochali go Jane Austen, Oscar Wilde, Arthur Conan Doyle, Charlotte Brontë. Samuel Johnson, słynny leksykograf i twórca pierwszych brytyjskich słowników, stwierdził nawet, że jeśli człowiek jest zmęczony Londynem, jest zmęczony życiem. Niektórzy zresztą z pełnym przekonaniem zapewniają, że nawet najgorszy dzień w Londynie jest lepszy niż dobry dzień gdziekolwiek indziej. Jest milion powodów, by Londyn uwielbiać i tyle samo, by go nienawidzić. Pewnie, że Londyn ma swoje ciemne strony. Z pełną świadomością jednak widzieć ich nie widzę, a tym bardziej pisać o nich nie będę! Wolno mi. Wszak miłość bywa ślepa, a wszystko wskazuje na to, moim mili, że jestem szaleńczo zakochana. ©℗
Joanna Flis
Na zdjęciu: Big Ben
Fot. Dariusz Gorajski